27.11.2015

22. ~ Najpiękniejsze powitanie i najtrudniejsze pożegnanie

"Oddaje swoje serce w Twoje ręce
Nauczę się lekcji, których mnie uczyłaś
Nieważne gdzie jestem (...)
Dajesz mi cel codziennie
Dajesz mi cel w każdy sposób"

Przeczytaj, proszę, notkę pod rozdziałem!

MUZYKA




          Budzik.
          Otwieram jedno oko, potem drugie, przeklinam siarczyście, sięgam ręką po telefon, wyłączam irytujący dźwięk i spoglądam na godzinę.
          8.00.
          - Chyba już pora wstawać, śpiochu... - mruczę z poranną chrypką.
          Jednak jak się później okazało rozmawiałam sama ze sobą, bo gdy odwróciłam się na drugi bok, zamiast zmierzwioną, brąz grzywkę, ujrzałam obok siebie pustą, płaczącą z samotności drugą połowę mojego łóżka.
          - Ashton?
          Usiadłam na pościeli.
          - Ashton? - powtórzyłam, trochę bardziej rozpaczliwie.
          Rozejrzałam się. Troszkę rozczarowana, troszkę zła, a troszkę smutna i przestraszona, wstałam narażając moją rozgrzaną, nagą skórę, która wciąż pamiętała wrażenia i wysoką temperaturę zeszłej nocy, na lodowate powietrze. Wzdrygnęłam się zaskoczona i spojrzałam na uchylone okno. Natychmiast objęłam się ramionami i oficjalnie rozpoczęłam poszukiwanie jakiegoś wygodnego ubrania. Dostrzegłam mój szlafrok, złożony w równą kostkę na krześle, a nie przypominam sobie, żebym wczoraj pozbywała się go w taki sposób. Z dolnej szuflady mojej szafy wyciągnęłam bieliznę, którą włożyłam na siebie.
          Ubrań Ashtona już nie było.
          Miałam nadzieję, że tego poranka zasłużyłam na pobudkę przez pocałunki Ashtona przy cichym akompaniamencie jego głosu.
          Poczołgałam się z powrotem do łóżka i naciągnęłam prześcieradło na głowę. Ponieważ jednak moje rolety przepuszczały smugi światła, bijące wprost w moje oczy, wtuliłam twarz w poduszkę, żeby stworzyć złudzenie obecności nocnego mroku. Zastanawiałam się nad tym, czy nie należałoby może wstać, ale nie mogłam znaleźć żadnego powodu.
          Nic na mnie nie czekało.
          Nie mam pojęcia ile tak leżałam i rozpaczałam nad własnym losem, ale wiem, że moje rozczulanie się przerwał zgrzyt zamka w drzwiach. To wystarczyło, abym zerwała się na równe nogi.
          Chwyciłam szlafrok, założyłam go w pośpiechu na siebie i wybiegłam z sypialni, a później po schodach.
          Czyżby moi rodzice zachcieliby złożyć mi niezapowiedzianą wizytę? Tylko oni mieli zapasowy klucz. Jednak mężczyzna stojący w przedpokoju w niczym nie przypominał mojego ojca. Nawet jeśli zasłaniał się dwoma ogromnymi torbami, po brzegi wypełnionymi świeżymi produktami spożywczymi.
          - No dzień dobry. - przywitał się ze mną oszałamiającym uśmiechem i szybkim buziakiem w policzek. - Czyżby moje słoneczko już wstało? - zaśmiał się i wszedł do kuchni, uważając na zakupy, a ja, jak jego cień, poszłam za nim. - Wstałem rano i chciałem ci zrobić romantyczne śniadanie do łóżka, ale pokrzyżowałaś mi wszystkie plany. - pokręcił z rozbawieniem głową. - Nie miałaś nic w lodówce, więc poszedłem do sklepu. Czy ty w ogóle coś jesz, dziewczynko? - zapytał, przerywając na moment wypakowywanie papierowych toreb i spojrzał na mnie uważnie.
          - Właściwie to ja...
          - Od dziś to się zmieni. - zapewnił mnie i powrócił do wcześniejszej czynności. - Może nareszcie będę miał okazję udowodnić ci, jak świetnym jestem kucharzem. - roześmiał się. - Poza tym, pożyczyłem twoje klucze. - oznajmił i wskazał palcem komodę w przedpokoju, na której zapewne leżały. - Mam nadzieję, że nie miałaś nic przeciwko?
          Uśmiechnęłam się.
          Taki widok z rana nie ośmielał się być nawet w najskrytszych moich marzeniach. Zawsze lubiłam sobie wyobrażać, że mnie chciał i było nam razem dobrze. A teraz chyba już nie musiałam tylko o tym śnić.
          - Oczywiście, że nie, kochanie. - zaćwierkałam radośnie i podeszłam do kuchennego blatu z zamiarem pomocy chłopakowi. Jednak, gdy tylko się odezwałam, on spiął swoje mięśnie i zastygł w miejscu.
          Nie wiedziałam co się stało. W ułamku sekundy udało mu się zmienić humor? Ze zestresowania więziłam moją wargę w mocnym uścisku moich zębów.
          - Coś nie tak? - spytałam cicho.
          Jednak on z zamkniętymi oczami, poprosił:
          - Powiedź to jeszcze raz.
          Zmarszczyłam brwi. Miałam powtórzyć mu to, że nie przeszkadza mi, iż wziął na moment moje klucze od mieszkania? Dopiero po kilku długich sekundach dotarł do mnie sens w jego życzeniu.
          Sama nie wiedziałam jak mam wytłumaczyć to mojemu sercu, że po raz kolejny narażam je na miłość i powinno się jakoś przygotować, być może, na następny zawód miłosny. Mimo wszystko, łatwiej jest mi oddychać, kiedy jest obok mnie. Łatwiej się uśmiechać, łatwiej rozmawiać i łatwiej wstawać z łóżka, wiedząc, że na świecie jest ktoś, kto chciałby się z tobą zobaczyć.
          A więc tak. Myślę, że to wystarczająco istotne argumenty, dzięki którym wygram dziś wieczorem kolejną walkę ze samą sobą o moją bliską relację z Ashtonem.
          Odłożyłam żółty ser, który miałam w ręku i podeszłam do niego, zarzucając mu ręce na spięte barki. Gładząc je dłońmi i muskając nosem zagłębienie jego szyi, powiedziałam cicho:
          - Jesteś moim kochaniem.
          W nagrodę dostałam jego najpiękniejszy uśmiech. Ten, który zawsze wywoływał niewyjaśnione ciepło kojące moje całe ciało. Szczęśliwy, szczery, szeroki. A co najważniejsze, należał on do osoby, która należała mi do najbliższych.
          Szatyn odwrócił się przodem do mnie. Chciał coś powiedzieć, jednak zrezygnował z tego pomysłu na rzecz muśnięcia moich warg swoimi. Smak jego ust był moim ulubionym i jednym z tych rzeczy, które nigdy mi się nie znudzą i które mogłabym mieć na śniadanie, obiad, kolację oraz każdą inną porę dnia, czy nocy.
          Czuły buziak szybko przeistoczył się w zachłanny, pełen namiętności i pożądania pocałunek. Moje dłonie nie mogły znaleźć dla siebie miejsca, a koszulka Ashtona wydawała się stanowczo za długa. Podwinęłam ją, by moment później pieścić tors chłopaka. Jego ręce natomiast wtargnęły pod cienki materiał szlafroku i usadowiły się na moich pośladkach. Nagle zrobiło mi się gorąco. Pogłębiłam pocałunek, który z każdą chwilą coraz mniej mnie zadowalał. Pulchne, piękne wargi w kształcie serca zaczęły mi nie wystarczać. Chciałam go czuć mocniej, bliżej.
          Rozłączyłam nasze usta (uzyskując niezadowolony pomruk szatyna) i spojrzałam przenikliwie w jego oczy.
          - Chcę mieć z tobą romans. - szepnęłam.
          Ashton skinął głową.
          - Pod jednym warunkiem. - odpowiedział.
          - Jakim?
          - Że będzie to romans na całe życie.
          Teraz to ja skinęłam głową.



          Leżałem na poduszce uformowanej z jej gęstych, długich, ciemnych, niewyobrażalnie przyjemnie pachnących włosów i bawiłem się jej smukłymi palcami, podczas gdy ona delikatnie nuciła jakąś nieznaną mi piosenkę, pieszcząc przy tym moje uszy. Obserwowałem jej odprężoną twarz, z której można było wyczytać ogromne szczęście. Podziwiałem blask jej pięknych oczu, dostrzegając w nich radosny błysk za każdym razem, gdy spojrzała w moje. Pocałowałem jej nagie ramię i utkwiłem wzrok na ustach dziewczyny. Nie tylko dlatego, że chciałem ją pocałować. Po prostu czekałem na to, aż wypowiedzą to, co tak bardzo pragnąłem usłyszeć. Pięknie się układały, kiedy wypowiadała wyznanie miłości, tym bardziej, gdy było ono skierowane do mnie.
          Jednym z naszych najgorszych błędów było nieprzyznanie się przed drugą osobą, ale także przed samym sobą, że łączy nas o wiele więcej niż piątkowy wypad do kina po szkole. Nie dawaliśmy szans naszym uczuciom, nie zaufaliśmy im. A trzeba czuć. Trzeba dopuścić do głosu uczucia.
          I trzeba być odważnym, żeby się zakochać.
          - Obiecaj mi, że pewnego dnia będziemy wracać do jednego domu, zasypiać i budzić się w jednym łóżku. Jeść śniadanie w jednej kuchni. Parzyć sobie nawzajem kawę po nieprzespanej nocy. Dawać sobie całusa przed wyjściem. Dzwonić do siebie tysiąc razy wtedy, gdy jesteśmy osobno, a potem znów wracać do siebie.
          Gdyby nawet nasz związek zakończył się jutro, pozostałbym lepszym człowiekiem, ponieważ ją spotkałem. Są pewne rzeczy, których nie dowiesz się o sobie, dopóki nie wpuścisz kogoś w najgłębsze zakamarki serca.
           Aczkolwiek już raz ją straciłem i to mi wystarczyło. Nie chciałem ponownie przez to przechodzić.



          Czekałam. Czekałam aż swoje słowa przerodzi w czyny. Czekałam na wszystko, co mi zaoferuje. Czekałam cierpliwie przez prawie trzy lata, a my dalej tkwiliśmy w tym samym miejscu, z tą jednak różnicą, że z większym zawodem miłosnym i bardziej poranionymi sercami. A to nie było osiągnięcie o jakim zdawało mi się marzyć.
           Ashton spuścił wzrok. Nawet w takiej chwili nie miał odwagi spojrzeć w moje oczy.
           Tylko w książkach ludzie zawsze mówią odpowiednie rzeczy w odpowiednim czasie.
           Westchnęłam cicho z rozczarowaniem i pomyślałam nad odpowiedzią.
           Nie chciałam zaczynać kłótni. Kłótnia z szatynem to ostatnia rzecz na mojej liście rzeczy, które w przyszłości chciałabym zrobić.
          - Chciałabym wystarczyć ci na całe życie, Ashton. Naprawdę chciałabym, żeby cały świat nam zazdrościł, że mamy właśnie siebie.
          Jeszcze trzy miesiące temu powiedziałabym, że jeżeli kogoś szczerze kochasz, musisz pozwolić mu odejść. Ale teraz patrzę na chłopaka, który leży obok mnie i który przeszedł niemniej ode mnie, widzę, jak głęboko się myliłam. Jeżeli kogoś naprawdę kochasz, musisz zrobić wszystko, żeby go zatrzymać.
          - Kocham cię. To nie wystarczy? - zapytał z bólem w oczach.
          Przekręciłam się na brzuch i podniosłam się na łokciach.
          - Odpowiedź sobie na pytanie, Ashton. Czy ja potrafiłabym cię w pełni zadowolić? Czy mógłbyś zrezygnować ze wszystkich innych pięknych dziewczyn tylko po to, by być ze mną? Wiem, że mnie kochasz i nie wątpię w to. Ale równie mocno kochasz wolność. Czasami trzeba trochę więcej niż wypowiedzenia wyznania. Sama nie wiem, czy potrafiłbyś oddać mi się cały i to na wyłączność. Czy mógłbyś mi przysiąc miłość i wierność aż do śmierci? Mogłabym na tobie polegać? I czy byłbyś wtedy ze mną naprawdę szczęśliwy? Kocham cię wystarczająco mocno, żeby chcieć twojego szczęścia, nawet jeśli masz go zaznać beze mnie.
          Przymknęłam oczy, wyobrażając sobie jakby to mogło wyglądać. Dojrzalsza ja, dojrzalszy Ashton. Razem. Jako rodzina. I pomimo moich obaw, spodobało mi się to, co udało mi się zobaczyć.
          - Więc jak? - zapytałam, otwierając oczy.
          Ashton uśmiechnął się lekko. Wyglądał naprawdę uroczo po seksie, z zmierzwionymi włosami i z masą malinek na szyi, które były moim dziełem i zaznaczeniem, że ten przystojniak należy do mnie. I żadna inna zdzira nie miała prawa całować go tam, gdzie mogłam to robić ja.
          - Myślę, że nasza przyszłość będzie naprawdę niesamowita. - odezwał się. Uśmiech na jego ustach poszerzał się z każdą chwilą coraz bardziej. - Chciałbym, żebyś wiedziała, że tylko ty potrafisz mnie uszczęśliwiać, tylko ty zajmowałaś wszystkie moje myśli i tylko na tobie skupiałem całą swoją uwagę. Byłaś, jesteś i nadal będziesz moim najpiękniejszym powitaniem i najtrudniejszym pożegnaniem. Nie mam pojęcia, jak to robiłaś, ale zawsze chciałem do ciebie wracać, bo inne dziewczyny nawet w najmniejszym stopniu ci nie dorównywały. Nikt nie potrafił ciebie zastąpić. Chcę ciebie, chcę być z tobą i chcę tych wszystkich rzeczy, o których mówiłem wcześniej. Jestem pewien, że z tobą mogłyby być naprawdę wartościowe.
           Sama nie wiem jak to się stało, ale w którymś momencie zaczęłam płakać. Łzy wzruszenia spływały po moich policzkach, aż w końcu zostały otarte przez kciuk Ashtona.
          - I jeszcze jedno, co musisz zapamiętać: tylko ty jesteś dla mnie piękna, żadna inna. Twoje piękno jest najprawdziwsze i jedyne istniejące dla mnie. No chyba, że w przyszłości urodzisz naszą córeczkę, wtedy będą was dwie.
          Pocałowałam go. Po prostu pomyślałam, że na to zasłużył. Czułam, jak przez pocałunek się uśmiecha, przez co ja także się uśmiechnęłam. Pomyślałam, że to właśnie jest szczęście. Kiedy poczujesz, że wszystko jest poukładane, kiedy wiesz, że jutro jest bezpieczne, kiedy małe rzeczy potrafią sprawić radość.
          Ale życie jest zabawne. Kiedy się myśli, że wszystko jest na swoim miejscu, nagle coś musi się spieprzyć. W naszym przypadku było to głośne uderzanie pięścią w drzwi i donośny głos, który bezdusznie informował, że nasze wspólne chwile zostały przerwane przez...
          - Policja! Proszę otworzyć drzwi!



Kiedy opublikowałam ostatni rozdział było odliczanie do "What do you mean?", a dziś dodaje już piosenkę i cytat z niej z "Purpose" Justina. Wiem, że dawno mnie nie było i domyślam się, że macie do mnie za to żal i zastanawiacie się, co ja w ogóle tu jeszcze robię. Każdy z nas ma w swoim życiu chwile zwątpienia, prawda? Każdy chciałby się na parę chwil odstresować, zapomnieć, odpocząć od codzienności, zrobić coś innego, poczuć, że żyje. Ale tak naprawdę żyje. Moje dni wyglądają tak samo, a ja już nie mogę dłużej znieść przeczucia, że marnuję własne życie, że każdy moment, który mogłabym uczynić wyjątkowym i niezapomnianym ucieka mi przez palce. Godziny spędzone w szkole, które teoretycznie powinny mnie czegoś nauczyć, godziny spędzone przed ekranem komputera, poświęcone pisaniu rozdziału, bo nie robię na tym ustrojstwie niczego poza właśnie tym, sprawiają, że popadam w coraz to większą depresję. Założyłam tego bloga, by uciec od szarej rzeczywistości, a teraz on stał się jego częścią. Powinnam korzystać z życia, bo kiedy indziej będę tak młoda, jak nie teraz? Chcę pisać. Naprawdę chcę pisać, bo tylko tutaj jestem prawdziwą sobą i nie chcę tego stracić. Tylko po prostu... myślę, że potrzebowałam przerwy. Lub w dalszym ciągu jej potrzebuję. Tak, czy owak nie pozostawiam swojej działalności na tym blogu! Jestem z tych osób, które nienawidzą pozostawiać rzeczy niezakończonych, pomimo tego, że jestem roztrzepana i niezdecydowana. Dlatego nie myślcie sobie, że żegnam się z Wami na zawsze. Nie macie tyle szczęścia. Po prostu odstępy między rozdziałami będą nieco dłuższe. Teraz potrzebuje więcej czasu na zebranie się w sobie i napisania czegokolwiek. Wybaczcie mi, jeśli w rozdziale pojawiły się jakieś błędy. Mimo wszystko, mam nadzieję, że ktoś ze mną zostanie (o ile w ogóle jeszcze tu jesteście) i nie będziecie mieli mi tego za złe. Dajcie znać w komentarzu, kto będzie dalej czytać to opowiadanie, bym mogła zobaczyć czy jest sens dalej prowadzić tego bloga. Buziaki, xoxo.

6 komentarzy:

  1. Ten blog jest moim ulubionym fanfiction i uwierz mi, ale moge czekac i wiele tygodni na rozdzial. A co do reszty masz całkowitą racje. Ciesz sie zyciem i korzystaj z niego jak najwięcej :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział bardzo mi się spodobał. Jest na prawdę dobrze napisany i widać, że wiesz o czym piszesz. Spodobała mi się także notka pod postem. Zazwyczaj je omijam, lub tylko zerkam, natomiast w tym przypadku przeczytałam ją całą. I powiem Ci, że masz racje, a co więcej mam podobnie. Doskonale wiem jak się czujesz. I oczywiście, każdy potrzebuje przerwy, każdy ma swoje życie, każdy chce je jak w najlepszy sposób wykorzystać.

    Pozdrawiam Cię serdecznie xx

    OdpowiedzUsuń
  3. wow świetne i wciągające :)
    http://paulinaborek-exultation.blogspot.com/ - ja również zaczęłam pisać , może zajrzysz ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham to ff
    tą fabułę
    to jak piszesz
    to jak opisujesz uczucia
    to, że zmieniają się perspektywy
    to, że nie opuściłaś
    to, że nie zostawiasz, a tworzysz dalej
    to, że nas nie opuścisz
    Jezu życzę Ci dalej tak dobrej pracy i marzę żeby było więcej takich osób jak ty.



    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tego nie da sie skomentować zadnymi słowami <3
    Jestem z tobą od początkowych rozdziałów i nie ważne ile będę czekała ważne zeby rozdział sie pojawił! Będę z tobą do samego końca oraz w pełni cie rozumiem :')
    Jestes niesamowita <3
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za komentarz! To wiele dla mnie znaczy ♥