30.07.2015

21. ~ Twoje ciało jest krainą czarów

"Ty masz ten pokój dla dwojga
Jedyna rzecz, która pozostała do zrobienia -
Odkrywać siebie
Odkrywając ciebie" 

MUZYKA



          Leżałam w mojej sypialni, mocno zaciskając powieki i próbując zasnąć, jednak wspomnienia minionego dnia mi tego kategorycznie odmawiały. Miałam wrażenie, że wciąż stoję tam, pośrodku salonu, który teraz, bez Ashtona, Megan, czy jakiegokolwiek innego człowieka, wydaje mi się taki pusty i w dalszym ciągu obserwuję mówiące do mnie wargi chłopaka. Dobrze, że to on mnie pocałował, bo gdyby tego nie zrobił, jestem pewna, że w końcu rzuciłabym się na niego, niczym wygłodniałe zwierze.
          Oczami wyobraźni ujrzałam wczorajszy wieczór.
          To był inny rodzaj pocałunku. Pocałunek, który był wart tylu miesięcy oczekiwania. Moje usta budzące się do życia pod jego ustami, smak pomarańczy i pożądania. Moje dłonie przesuwające się po jego policzkach i zagłębiające się we włosach, po czym splątały na szyi. Chociaż raz w moim życiu nie błądziłam myślami, czy odkładałam zdarzenia do późniejszej refleksji.
         Chociaż raz w życiu byłam tutaj, z nim i nigdzie indziej.
         Mimo tych wszystkich pięknych chwil, wspomnienia wracały. Nie potrafiłam od nich uciec, próbowałam, jednak nie potrafiłam. Prześladowała mnie przeszłość i ciągle chciała mi udowodnić, że w każdej chwili może przekonać teraźniejszość i się z nią zjednoczyć.
          Świat za oknem był pogrążony w zupełniej ciszy. Wstrzymałam oddech, nasłuchując oznak czyjegokolwiek życia w nieruchomej ciemności. Powoli uświadomiłam sobie, że cisze na zewnątrz zakłóca lekkie szuranie. Odgłos nagle zakuł mnie w uszy. Brzmiało to zupełnie, jak szuranie butów - na balkonie, za moim oknem. To złodziej? Gwałciciel? Seryjny morderca?
          Zdecydowanie, naoglądałam się zbyt wielu filmów kryminalnych. Ale cóż innego było do roboty na minionym urlopie zdrowotnym?
          Potem pomyślałam, że to tylko jakiś ptak szoruje dziobem, doszukując się pożywienia. Jednak, gdy usłyszałam cichą wiązankę siarczystych przekleństw, które natychmiastowo rozwiały moje nadzieje co do obecności zwierząt, włosy na karku stanęły mi dęba.
          Starałam się bezszelestnie wstać z łóżka. Narzuciłam na siebie satynowy szlafrok, bo nie wypada przecież umierać w samej bieliźnie, i na palcach, z duszą na ramieniu, podeszłam do drzwi balkonowych. Nie byłam pewna, czy ten dźwięk przypadkiem mi się nie przyśnił, ale nie płakałabym gdyby tak było.
          Nagle usłyszałam, teraz już wyraźny i donośny, trzask. Jakby się coś stłukło. I znowu przekleństwa... Podciągnęłam rolety i wyjrzałam na balkon. Podwórko było puste. Jednak, nagle i niespodziewanie, tuż przed moją twarzą, pojawiła się inna twarz. Podskoczyłam przestraszona.
          Jednak niepotrzebnie się bałam.
          Zza szyby spoglądały na mnie z utęsknieniem dwie, migoczące nawet w ciemnościach tęczówki. Oślepił mnie ich karmelowy blask. Wszędzie rozpoznałabym te idealne rysy i uśmieszek, dzięki któremu na policzkach pojawiały się urocze dołeczki.
          Przycisnęłam dłonie do chłodnej szyby, w tym samym miejscu, gdzie przez kilkoma chwilami zrobił to on. Gdyby nie szyba, dotknęłabym tych dłoni. Teraz dzieliło nas tylko szkło, a ja miałam wrażenie, że dystans między nami jeszcze nigdy nie wydawał się taki ogromny i dający się we znaki.
          Jego twarz w słabym blasku księżyca wydawała się jeszcze bardziej tajemnicza, a zarazem pociągająca. Wręcz błagał mnie, bym wpuściła go do środka.
          Otworzyłam drzwi, wpuszczając do sypialni nie tylko mały chłód wiosennej nocy, ale także mężczyznę. Wpuściłam do mojej sypialni prawdziwego mężczyznę, w środku nocy, który aż ociekał seksem.
          - Wystraszyłeś mnie. - przyznałam i zamknęłam szczelnie drzwi, odgradzając tym samym nas od wieloletnich kochanków nocy. Odwróciłam się do niego i wyciągnęłam rękę, by włączyć regulator światła.
          - Zostaw... - mruknął, ujmując moją dłoń w swoją, kilka centymetrów większą. Drugą przeniósł na moje biodro, czule je masując i popychając delikatnie w tył, na ścianę. Przycisnął mnie do niej i przybliżył się na tyle wystarczająco, by móc swoim nosem przyjemnie musnąć mój. Przekroczył granicę, której nie wolno było mu przekraczać i nic sobie z tego nie robił.
          I ja chyba sobie z tego też nic nie robiłam.
          - Co tutaj robisz? - zapytałam cicho. Przyglądałam się jego dobrze zbudowanej sylwetce, która przysłaniała mnie całą. Swoimi ramionami osłaniał mnie przed okrucieństwem otaczającego świata. W jego ramionach mogłam się czuć całkowicie bezpieczna.
          - Powiedziałaś, że aby cię odzyskać powinienem się postarać. Co prawda, stłukłem ci doniczkę... - powiedział, wyglądając za mojego ramienia na balkon. - Ale chyba nie będziesz się na mnie za to bardzo złościć, prawda? - zachichotałam. Uniosłam dłoń, by palcami zsunąć od jego łuku brwiowego aż do linii szczęki.
          - To była moja ulubiona... - mruknęłam i wydęłam dolną wargę. Nim zdążyłam się zorientować szatyn przysunął swoją twarz do mojej i ją przygryzł. A później lekkie, niewinne muśnięcie moich ust przeistoczył w namiętny, gorący pocałunek, którego koniec wydawał nam się obu tak odległy.
          Naprawdę kilka długich sekund musiałam zbierać w sobie odwagę, na którą było mnie stać. Oderwałam plecy od chłodnej ściany, a z racji tego, że niemożliwym było przybliżenie się do chłopaka, ponieważ nawet cienka karteczka nie zdołałaby się wcisnąć między naszymi ciałami, nawet najmniejszy mój ruch zmuszał go do tego samego. Zaczęłam go popychać.
          W stronę mojego łóżka.
          Zrobiłam krok do przodu, a on do tyłu. Kolejny krok do przodu, następny do tyłu. Znów krok w przód i w tył. I ponawialiśmy tę czynność, dopóki Ashton nie dotknął zgięciami kolan bariery łóżka i dopóki ja nie popchnęłam go na nie.
          Usiadłam na nim okrakiem. Szatyn wydawał się zaskoczony, ale nie narzekał. Zdradzał to późniejszy najbardziej zadziorny uśmieszek, jaki do tej pory widziałam na jego ustach. Posłałam mu zalotne spojrzenie spod rzęs i zaczęłam go całować.
          O wiele namiętniej, gwałtowniej niż wcześniej.
          Uniosłam jego koszulkę, wpełzając pod nią dłońmi. Ashtonowi chyba podobało się wtargnięcie takiego intruza. Głaskałam jego umięśniony, nagi tors, za którym tak bardzo tęskniłam. Pieściłam palcami każdy z jego mięśni, co dawało przyjemność nie tylko chłopakowi, ale też mi. Ashton głośno jęknął, kiedy biodrami opadłam na jego krocze. Widząc ile sprawiło mu to przyjemności, chciałam powtórzyć ten ruch, jednak nie miałam szansy tego zrobić. Nie zdążyłam. Szatyn ułożył dłoń na moich plecach i obrócił nas w taki sposób, że teraz on górował nade mną.
          Myślałam, że chce mnie pocałować, jednak on się odezwał:
          - Lin, nie przyszedłem tutaj po to, by...
          - Wiem. - przerwałam mu. - Ale ja cię tutaj po to wpuściłam. - powiedziałam zadziornie z cieniem łobuzerskiego uśmiechu. Ashton w zabawny sposób zmrużył oczy.
          - Czyli chcesz mnie wykorzystać? - zapytał. Zaśmiałam się cicho. Jednak po chwili spoważniałam śmiertelnie i wodząc otwartą dłonią po jego piersi, żebrze, torsie, aż w końcu dotarłam do podbrzusza, czując ciepło jego skóry, uniosłam wzrok i powiedziałam:
          - Niewykluczone. Jednak jestem pewna, że oboje wyciągniemy z tego same korzyści.
          I po raz kolejny otarłam się o jego przyrodzenie.
          Ashton syknął.
          - Lin, proszę, nie żartuj sobie ze mnie w taki sposób. Za chwilę nie będę mógł się opanować i naprawdę będziemy się kochać. - powiedział cicho z zamkniętymi oczami.
          Czekaj, wróć. Naprawdę będziemy się kochać.
          Kochać.
          Kochać.
          KOCHAĆ.
          Powiedział, że będziemy się kochać. Nie pieprzyć, nie bzykać, nie ruchać. Kochać.
          Poczułam, jak niewiarygodnie przyjemne ciepło rozlewa się w moim sercu. Niby zwykłe słowo, ale znaczyło dla mnie tak cholernie wiele. Spojrzałam na Ashtona, który nieświadomy niczego, w dalszym ciągu zasłaniał swoje oczy powiekami. Chciałam, żebyśmy już zawsze pozostali w takiej pozycji, gdzie mogłam pilnować, żeby szatyn nie zniknął jak niespełnione marzenie, w którym w rzeczywistości był.
          - Nie miałabym nic przeciwko, gdyby tak się stało.
          Dopiero te słowa zdołały obudzić z transu chłopaka i sprawić, że otworzył oczy.
          Patrzył na mnie długo, jakby chciał upewnić się, czy nie kłamię, a jego spojrzenie z każdą sekundą wywierało na mnie większy wpływ. Leżałam pod nim podniecona, spragniona jego czułości i dotyku, który jako jedyny potrafił przenieść mnie do bram nieba i rozkoszy.
          Jednak czy naprawdę byłam gotowa mu się oddać?
          Byłam. Byłam, wiedziałam to i głęboko w to wierzyłam. Nawet, jeśliby niosło to za sobą poważne konsekwencje, byłam gotowa to zrobić. Byłam w nim zakochana, a jeśli to jest prawdą, to on we mnie także. Pragnęłam po raz kolejny zatracić się w wszechogarniającej mnie przyjemności przez jego płynne, doświadczone ruchy. Pragnęłam znów poczuć na mojej skórze jego ciepły, przyśpieszony i nierówny oddech, spowodowany zmęczeniem, ale także stanem błogości i ekstazą. Pragnęłam znów usłyszeć te wszystkie niestosowne, niepoprawne, nieetyczne, niegrzeczne i bardzo, bardzo seksowne słówka i określenia, jakie szeptał mi do ucha podczas stosunku, od których robiło mi się gorąco. Pragnęłam znów być w jego ramionach, naga, by mógł wodzić zmysłowo i badać dłońmi moje wrażliwe ciało. Pragnęłam ponowie poczuć go w sobie, bo pamiętam ile upojenia dało mi to za pierwszym razem. Pragnęłam... jego.
         - Nie chcę cię do niczego zmuszać. - szepnął, spojrzał na mnie z czułością i z tym samym uczuciem pogłaskał mnie po policzku. Wtuliłam się w jego dużą dłoń z zamkniętymi powiekami i powiedziałam:
         - Sama tego pragnę.
         I jednym ruchem ręki odwiązałam pasek szlafroku. Ashton przeniósł wzrok na odwiązanie i zaatakował wargę dolnymi zębami, mocno ją przygryzając.
          - Lin, ty... zdecydowanie przeceniasz moją zdolność do samokontroli.
          Uniosłam się na łokciach, przybliżyłam twarz do twarzy chłopaka i pocałowałam go, zmuszając tym samym, żeby uwolnił swoją wargę z tak mocnego, zapewne także bolącego ucisku. Potem przejechałam po niej koniuszkiem języka, musnęłam kilka razy i odsunęłam się na minimalną odległość.
          - Nie chcę samokontroli.
          - Skrzywdzenie ciebie jest ostatnią rzeczą, jaką kiedykolwiek chciałbym zrobić. - szepnął. Gdy patrzyłam na szczerość wymalowaną w jego oczach, raniąca nas przeszłość wydawała mi się oddalona o miliony lat świetlnych; nie potrafiłam sobie wyobrazić, że Ashton znów będzie traktował mnie w taki sposób.
          - Spokojnie, nic mi się nie stanie. Chcę tego, Ashton. Naprawdę chcę. - złapałam jego twarz w obie dłonie. Sama nie wiedziałam w jaki sposób mogę go jeszcze zapewnić.
          - Jesteś tego pewna? - zapytał, ujął jedną z moich dłoni, która spoczywała na jego policzku i złożył w jej wnętrzu przeciągły pocałunek. Widziałam w jego oczach zwątpienie, ale również mogłam w nich dostrzec radość. Zwyczajnie cieszył się, że ponowie mu zaufałam i chcę mu się oddać.
          - Jak jeszcze nigdy niczego innego. - odpowiedziałam pewnie, jednak to chłopakowi nie wystarczyło. Przez długie sekundy patrzył głęboko w moje oczy, doszukując się w nich zapewne jakiejkolwiek cienia niepewności. Jednak gdy nic podobnego nie dostrzegł, na jego ustach rozkwitł ogromny uśmiech.
          I opadłam z powrotem na poduszki, uśmiechając się zachęcająco do szatyna. Ashton podparł się po obu stronach mojej głowy, napierając na moje ciało i mnie pocałował. Jeszcze nigdy wcześniej tak bardzo nikogo nie pragnęłam i pożądałam, jak w tej chwili Ashtona.
          Chłopak włożył dłoń pod moje plecy i uniósł tym moje ciało, dzięki czemu szlafrok zsunął się z moich ramion i zostałam jedynie w samej koronkowej, czerwonej bieliźnie. Nagle zaczęłam żałować, że nie miałam możliwości ubrania się seksowniej. Jednak ona raczej powinna wystarczyć.
          Ashton dotknął palcami koronki stanika, a później przywarł ustami do mojego dekoltu, kreśląc na nim ścieżkę mokrych pocałunków, zasysając skórę w wielu miejscach, tworząc miłe, czerwone pamiątki na moim ciele. Jego ruchy były na tyle delikatnie, ciepłe, czułe i kochane, że nie mogłam uwierzyć, iż szatyn pochylający się nade mną to ta sama osoba, która jeszcze niedawno mnie biła i poniżała.
          Wplątałam palce w jego gęste włosy i pociągnęłam za ich końcówki.
          - Jesteś tak piękna... - szepnął mi do ucha i kilka sekund później musnął jego płatek.
          Uniosłam kilka sekund później kraniec jego koszulki i odrywając się na chwilę od niego, ściągnęłam ją mu przez głowę. Moim oczom ukazał się wyrzeźbiony, seksowny tors chłopaka. Uśmiechnęłam się do niego i znów wróciłam na składania pocałunków na ustach szatyna. Odpięłam guzik i rozporek jego spodni, zsuwając je do kolan, nie przestając pieścić podniebienia Ashtona i pozostawiając go w samych bokserkach. Przejechałam dłonią po widocznym wybrzuszeniu, jakie napinało jego bokserki. Pod moim dotykiem stało się ono jeszcze większe.
          Chłopak dokończył ściąganie spodni, po czym spojrzał w moje oczy.
          - Masz ostatnią szansę, żeby się wycofać. - powiedział i kosmyk moich włosów, opadający na czoło, założył za moje ucho.
          - Nie mam takiego zamiaru. - i znów rozbiłam usta na wargach Martineza. Przez kilka chwil wodził dłonią wzdłuż mojej talii, zahaczając także o biodra, uda i pośladki, fundując mi dawkę niezmiernej przyjemności samym dotykaniem mnie, aż w końcu odnalazł smukłymi palcami zapięcie mojego stanika. Mimo iż nie byłam zdenerwowana, Ashton najwyraźniej tak myślał, dlatego przestał mnie na moment całować i pogładził mnie uspokajająco po policzku.
           A ja zastanawiałam się co ten chłopak, z którym za chwilę będę uprawiać seks zrobił z moim Ashtonem. Miałam wrażenie, że całujący teraz mój dekolt Martinez jest już zupełnie innym człowiekiem, którego tak naprawdę w ogóle nie znałam. Nie był tym egoistą, bydlakiem, kretynem, draniem, dupkiem, nieodpowiedzialnym gówniarzem sprzed kilu miesięcy, który potrafił tylko ranić otaczające go osoby. Miałam pewność, że teraz jestem dla niego o wiele ważniejsza niż wcześniej, że bardziej zwraca uwagę na moje bezpieczeństwo, samopoczucie i zadowolenie. W jego oczach mogłam dostrzec jedynie miłość i troskę o mnie, o czym wcześniej w ogóle nie było mowy. Wiedziałam, że już by mnie nie skrzywdził.
          W takim razie lepiej uważaj...
          Musnął moją dolną wargę i jednocześnie odpiął górną część mojej bielizny. Zsunął powoli ramiączka po moich ramionach i odrzucił go poza sypialnie, by od razu zacząć pieścić mój biust. Muskał, całował, przygryzał, drażnił wrażliwie, nabrzmiałe sutki, delikatnie przy tym uciskając drugą pierś, która w danym momencie nie była przykryta ustami chłopaka. Nie śpiesząc się nigdzie, czule, powoli, delikatnie, a co najważniejsze z miłością.
          Zjechałam dłońmi na jego bokserki, natychmiast ich się pozbawiając.
          W jego ramionach czułam się jak najprawdziwsza księżniczka, o którą dbano i zajmowano się. Już każdej nocy chciałam się w nich znajdować i pozostać do końca mojego życia. Zaznałabym tutaj bezpieczeństwo na nadchodzące lata, które chciałam z nim dzielić.
          Jego ruchy pyły płynne, pewne, a co za tym idzie doświadczone. Nie chciałam sobie psuć tej magicznej chwili, jednak nie sprostałam mojej woli i pomyślałam o tym, ile dziewczyn musiało być pod nim przede mną, by mógł nabrać takiej wprawy. Jednak szybko oddaliłam to pytanie na tył moich myśli.
          Nagle sprawne palce Ashtona zahaczyły o gumkę moich majtek. Zadrżałam pod wpływem jego gorącego dotyku tak blisko. Bawił się nią przez długą chwilę, a później, przerywając nasz pocałunek, powiedział:
          - Kocham cię. - jakby to była prośba o ich ściągnięcie.
          Był niesamowity w tym, co robił. Jeszcze nigdy nie czułam się taka ważna i kochana, tym bardziej dzięki niemu. Jego dłonie, tak delikatne i kontrolujące to, co robią powoli przekonywały mnie do nowej miłości Ashtona. W jego oczach mogłam dostrzec jedynie szczerość. Sama nie miałam pojęcia, jak ogromną zmianę w sobie przeprowadził; skąd wzięły się w nim te wszystkie piękne uczucia.
          Uniosłam się na łokciach i po raz pierwszy wyznałam:
          - A ja ciebie.
          Szatyn uśmiechnął się delikatnie i zaczął mnie całować. Coraz niżej. Pieścił swoimi ustami każdy skrawek mojego spragnionego jego dotyku ciała, schodząc to w kierunku mojego najwrażliwszego miejsca. Ostatni raz musnął podbrzusze, po czym między zęby złapał materiał majtek. Uniósł wzrok, nieprzerwanie i bez wytchnienia patrząc w moje oczy, powoli zsuwając ze mnie ostatnią część garderoby, przyglądając się mnie, obserwującej tą scenę i mojej reakcji.
          I leżałam naga, spragniona, troszkę skrępowana, jednak mająca wiele nadziei na lepsze jutro w ramionach Ashtona, pod mężczyzną, który zadał mi najwięcej bólu i ran, których zabliźnienie się zajmie mi sporo czasu.
          Martinez przywarł ostrożnie do mojego nagiego, lekko drżącego ciała. Przygryzając wargę, rozszerzyłam delikatnie nogi, by mógł kochać się ze mną tak pięknie i czule, jak zawsze pragnęłam i o czym tylko marzyłam. Złożył opiekuńczy pocałunek na moim czole. Bał się o mnie. Bał się, że może mnie wystraszyć lub co gorsza, zadać mi ból swoimi ruchami. Jednak niepotrzebnie. Jego dotyk przypominał mi muskania lekkiego piórka i skutecznie koił każdą z ran. Wszedł we mnie niebywale powoli, delikatnie, a ja już w pierwszej sekundzie połączenia naszych ciał poczułam przepływający przeze mnie przyjemny dreszcz. Z każdym jego pchnięciem, przepełnionym troską o mój dyskomfort, kochałam go coraz mocniej. Nie musiałam mu mówić czego pragnę. Sam wyczytał to w moich oczach już po pierwszym spojrzeniu.
          To, co oboje czuliśmy podczas zbliżenia w żadnym stopniu nie przypominało tylko zaspokojenia pożądania i własnych potrzeb. Była między nami bliskość. Ashtonowi nie zależało wyłącznie na przeżyciu własnych doznań i przyjemności, jaką mógł ode mnie oczekiwać. Kochał mnie. I zależało mu na tym, abym to poczuła. Całował moje wargi z niebywałą pieszczotliwością i wrażliwością, pozwalając czasem na to, aby pocałunek przerwał tylko na tyle głośny jęk, ze strony obojga, którego nie w sposób było w nim ukryć.
         W ciągu naszej najpiękniejszej wymiany uczuć, cały czas byłam wtulona w jego ciało. Czułam jak drży i pewnie on czuł, jak drżę ja. Czułam jaką wielką miłość do mnie żywi. Czułam jak wiele byłby w stanie dla mnie poświęcić. Chyba oboje musieliśmy dojrzeć do tego związku i zrozumieć na czym polega miłość. Ja pod względem niestabilności emocjonalnej, a on ze względu na traktowanie drugiego człowieka i zaakceptowanie, że nie wiadomo jak bardzo by chciał, starał się i wypierał, także ma uczucia, które łatwo zranić.
          Kiedy Ashton po raz kolejny wszedł we mnie do końca, już po raz ostatni, wkładając w to całą swoją miłość do mnie, poświęcenie i oddanie, moje ciało skradło najprzyjemniejsze odczucie. Oboje wyszeptaliśmy nasze imiona. Doszłam ułamek sekundy prędzej od szatyna. Długo pozostawaliśmy w tej pozycji, unormowując nasze niespokojne oddechy i uspokajając przyśpieszone bicia serca.
          Ashton wyszedł ze mnie delikatnie, ułożył moje w dalszym ciągu drżące ciało na miękkiej poduszce, by sięgnąć po kołdrę i przykryć nią nas. Wtuliłam się w jego bok, układając wygodnie policzek na jego piersi, wsłuchując się w jeszcze zbyt szybki rytm bicia jego serca, podczas kiedy on bawił się końcówkami moich włosów. Aż nagle usłyszałam:
          - Nie mogłem uwierzyć, że miałem taką dziewczynę i po prostu pozwoliłem ci odejść z mojego życia. Po tym wszystkim, przez co musiałaś przejść przeze mnie, ty wciąż byłaś w pobliżu i trwałaś przy moim boku. Najbardziej mnie boli to, że złamałem ci serce. Wybaczałaś mi wszystko, bo mnie kochałaś, wiedziałem to i perfidnie wykorzystywałem. Wiem, że nie miałem prawa tak robić. Naprawdę chciałbym wszystko naprawić, bo bez ciebie, jestem samotny, a samotność to najgorsza rzecz, jaka może się w życiu człowiekowi przytrafić.
          Miło, że zrozumiał. Zrozumiał, że mnie naprawdę w swoim świecie potrzebuje.
          Chciałam jemu odpowiedzieć, jednak słowa, które przychodziły mi do głowy nawet w najmniejszym stopniu nie oddawały uczuć, jakie żywiłam do niego, kiedy to powiedział. Dlatego milczałam, uśmiechnięta, głaszcząc nagi brzuch chłopaka, który przyjemnie i zabawnie drżał, gdy tylko dotarłam dłonią zbyt nisko.
          - Jesteś szczęśliwa? - oderwałam głowę od jego ciepłej skóry, by móc spojrzeć w jego nieobecne oczy, które chwilę później skierował na mnie. - Jesteś?
          - Jeszcze nigdy nie było tak dobrze i przyjemnie, jak z tobą. Było idealnie. Dzisiejsza noc nie może się równać z żadną inną. Dziękuje ci. - powiedziałam i dotknęłam dłoni Martineza, splatając nasze palce.
          - Raczej ja powinienem ci podziękować, ale nie to miałem na myśli. - oznajmił, uśmiechając się na jedną krótką sekundę. - Pytałem, czy jesteś szczęśliwa. Ze mną. Ogólnie. Czy byłabyś w stanie mi wybaczyć i zapomnieć o wszystkich krzywdach, jakie ci wyrządziłem i czy... jest lepiej niż kiedyś? - mruknął nieśmiało.
          Zmarszczyłam brwi.
          Usiadłam, podciągając kraniec kołdry na moje piersi.
          Czy Ashton właśnie pytał się, czy mógłby zostać kiedyś moim chłopakiem, czy ja to źle odebrałam?
          - Ash, oczywiście, że jest lepiej niż kiedyś. Zmieniłeś się, i to diametralnie, a ja to doceniam. Wiem, że musiałeś dokonać wiele, a co najważniejsze zrozumieć swoje błędy i naprawić je, a to wcale nie jest takie łatwe. Widzę, że w jakimś stopniu zrobiłeś to dla mnie. I myślę, że moja miłość do ciebie jest tak ogromna, że przysłania całą złość. - uśmiechnęłam się szeroko do Ashtona i ucieszyłam się tak samo bardzo, gdy zobaczyłam, że nie jestem sama szczerząca się w tym pokoju. - Zapomnienie o naszej przeszłości pewnie zajmie mi trochę czasu, jednak jestem pewna, że któregoś dnia to się w końcu stanie. A jeśli chodzi o to, czy jestem z tobą szczęśliwa... - zamilkłam na moment.
          Przecież nie miałam żadnych wątpliwości, to dlaczego się zawahałam?
          W oczach szatyna zabłysła iskierka strachu. Spoważniał jeszcze bardziej, o ile było to możliwie i niespokojnie czekał na moją odpowiedz.
          - Tak. Myślę, że tak. - odpowiedziałam w końcu, wzdychając ciężko, obserwując jak na obliczu chłopaka maluje się ulga. - Bardzo cię kocham, jestem tego pewna i wierzę, że już nigdy byś mnie nie skrzywdził. Gdybyś kazał mi sobie wyobrazić naszą wspólną przyszłość, nie było to by dla mnie żadnym problemem. Poza tym wszedłeś do mojej sypialni w butach, a ja się na ciebie za to nawet nie gniewam... To naprawdę wiele znaczy. - powiedziałam, starając się grać poważną, jednak śmiech Martineza pozbawił mnie jakichkolwiek szans na stwierdzenie obecności talentu aktorskiego.
          - Jesteś pierwszą dziewczyną, której naprawdę na mnie zależy. - wyznał.
          - A ty pierwszym chłopakiem, któremu naprawdę zależy na mnie. - odpowiedziałam.
          Ashton mnie pocałował.
          A ja znów zapragnęłam pokonać te kilka centymetrów przestrzeni między nami.


          "Dzwoni telefon" - to była moja pierwsza myśl po przebudzeniu. Druga: "Ramię Ashtona leży na moich piersiach", a trzecia: "Jest mi zimno w stopy, które wystają spod kołdry". Zamrugałam, próbując się rozbudzić, zdezorientowana i zdziwiona, że jedynie nikłe światło w pomieszczeniu pochodzi od księżyca za oknem i ekranu dzwoniącej komórki. Wysunęłam rękę w zimno, żeby wymacać telefon, ostrożnie, starając się nie poruszyć ramienia Ashtona. Komórka zamilkła, ale w końcu udało mi się ją znaleźć.
          Wciąż czekałam, aż poczuję, że to jest złe - jego ciało przyciśnięte do mojego - ale czułam tylko pełnie życia, a serce waliło mi z podniecenia. Ashton i ja, my... to było prawdziwe życie.
          Życie, w którym chodziłam do szkoły, pilnie się uczyłam, całe dnie ślęcząc nad książkami, podczas gdy inni w moim wieku podbijali najlepsze kluby w mieście, korzystając z życia najlepiej jak potrafili i czekałam na rodziców przed pójściem spać, i snułam się po szkolnych korytarzach w samotności, oglądając te wszystkie wymalowane, modnie ubrane i niemogące odpędzić się od chłopaków dziewczyny z elity - to w zestawieniu wydawało mi się zaledwie snem. To były rzeczy, które robiłam, czekając na Ashtona.
          Kilka sekund późnej cyfrowe tony zabrzmiały ponownie. Nie zdawałam sobie sprawy ze swojej pomyłki, póki nie podniosłam komórki do ucha.
          - Martinez. - usłyszałam warknięcie.
          Głos po drugiej stronie linii był zupełnie obcy. Wzięłam z nocnego stolika IPhone Ashtona, który w wyglądzie nie różnił się niczym od mojego. Przez dwie sekundy zastanawiałam się jak się zachować. Rozważałam przerwanie połączenia, ale nie potrafiłam tego zrobić.
          - Nie. - odpowiedziałam. - Nie Martinez.
          Męski głos po drugiej stronie nagle złagodniał, jednak wciąż pozostawał stanowczy.
          - Przepraszam. Musiałem wybrać zły numer.
          - Nie. - odparłam, zanim zdążył się rozłączyć. - To jest telefon Ashtona.
          Zapadła długa, ciężka cisza, a potem:
          - Ach. - znów milczenie. - Więc ty jesteś tą dziewczyną, prawda? Dziewczyną której broni jak nexusa i swojego tyłka?
          Zastanawiałam się, co mogłabym osiągnąć, zaprzeczając, i nic nie wymyśliłam.
          - Tak.
          - Masz jakieś imię?
          - A ty?
          Zaśmiał się bez humoru, ale nie nieprzyjemnie.
          - Chyba cię polubię. Jestem Brian.
          - Jakimś jego kolegą?
          Znów śmiech.
          - Nawet nie wiesz jakim dobrym. - odpowiedział, nadal się śmiejąc. - Mogłabyś go poprosić?
          - Nie teraz. Teraz śpi. Mogę przekazać mu wiadomość.
          Wpatrywałam się w numer Briana na ekranie, próbując go zapamiętać. Znowu zapadła cisza - tak długa, że myślałam, iż on się rozłączył, ale wtedy głośno odetchnął.
          - Jeden z jego... przyjaciół został... ranny. Myślisz, że mogłabyś go obudzić?
          Odwróciłam się twarzą do szatyna, leżącego obok mnie.
          - Och... oczywiście, już. - odłożyłam komórkę i delikatnie dotknęłam ramienia Ashtona, jednocześnie podziwiając jego piękny profil. - Ash, obudź się. Telefon. To ważne.
          Obrócił głowę, tak że mogłam zobaczyć, że jego karmelowe oko jest otwarte.
          - Przełącz na głośnik.
          Tak zrobiłam i położyłam sobie IPhone na brzuchu. Ashton podsunął się do mnie bliżej i podniósł się na łokciu.
          - O co chodzi? - zapytał.
          - Widzę, że korzystasz z życia. - zakpił Brian. Szczęka szatyna natychmiastowo się mocno zacisnęła, a ja zastanawiałam się, czy to przez to, że jego kolega właśnie potraktował mnie jak dziwkę, czy przez fakt, że w ogóle usłyszał jego głos.
          - Przymknij się, pojebie. I nie interesuj się nieswoimi sprawami. - syknął, obejmując mnie ramieniem, posyłając przepraszający wzrok i składając pocałunek wśród moich włosów. No dobra, z tej krótkiej wymiany zdań już zdążyłam się zorientować, że Brian kłamał i wcale nie jest jego tak dobrym kolegą, za jakiego się podawał. - Czego chcesz?
          - Może troszkę grzecznej. - warknął. - Przypominam ci, że twój przyjaciel jest na naszym celowniku i bardzo smutno by było, gdyby przez ciebie stracił głowę. - odparł cynicznie. Posłałam Ashtonowi przerażone spojrzenie. Czyja głowa?! Simona?! Matta?! O kimkolwiek on mówi, na pewno potrzebuje swojej głowy!
          Niespokojne poruszyłam się w ramionach Ashtona, który oparł policzek o moją głowę, uprzednio czule całując jej czubek. Jednak to do końca mnie nie uspokoiło.
          - Już niedługo. Spróbuj tylko, a ty stracisz nie tylko głowę. - odpowiedział, zaciskając dłonie na ramie łóżka na tyle mocno, że zdołały pobladnąć mu knykcie.
          Znów złowieszczy śmiech.
          - Przekonamy się. A może powinienem zainwestować w twoją dziunię, huh? Znam cię, Martinez, wystarczająco długo, żeby stwierdzić, że nie brałbyś byle czego. Miałbym z niej niezły pożytek.
          Ashton poderwał się szybko do pozycji siedzącej, uwalniając mnie z uścisku, a żyła widniejąca na jego czole pulsowała tak szybko, iż miałam wrażenie, że zaraz przestanie pracować. Jego ręce były zaciśnięte w pięści, a jego ciało spięte. Był wkurzony. I to bardzo.
          - Tylko, kurwa, spróbuj ją tknąć, a od następnego dnia będziesz mógł zamoczyć tylko w ziemi. I to po drugiej stronie. - wycedził przez zęby, z trudem powstrzymując się przed roztrzaskaniem czegoś, a najlepiej faceta po drugiej stronie linii telefonicznej.
          Nie bardzo wiedziałam do czego miałabym się przydać Brianowi, ale sądząc po reakcji Ashtona, na pewno nie było to nic dobrego. Zacisnęłam usta w cienką linię.
          - Poczekaj aż Carl się o niej dowie. Na pewno tak tego nie zostawi. Nie przepuści takiej okazji, żeby zemścić się na tobie. - oznajmił ponuro.
          Ashton wyraźnie był już na tyle zirytowany, że powstrzymywała go jedynie myśl, iż jest u mnie, w moim domu, a ja obok niego. Przycupnęłam bliżej jego błyskawicznie szybko poruszającej się klatki, objęłam jego twarz dłońmi i złożyłam cichy pocałunek na jego drżących wargach.
          - Nic mi nie zrobią. Nie odważą się kiedy jesteś przy mnie. - wyszeptałam wprost do jego ucha, całując miejsce pod nim. Ashton przestał się trząść, ale wciąż zawziętość widniała w jego pięknych tęczówkach.
          - Jesteś tam jeszcze? Czy się wystraszyłeś?
          Spojrzałam na chłopaka, ale on nic nie mówił i widocznie nie miał takiego zamiaru.
          - Ja jestem. - powiedziałam.
          Nastąpiła długa przerwa, całkowicie pozbawiona szumów, czy trzasków, i pomyślałam, że Brian się rozłączył. Ale on później ostrożnie zapytał:
          - Jak dużo wiesz o Ashtonie, dziewczyno-bez-imienia?
          - Myślę, że całkiem sporo.
          Przerwa. A potem:
          - Chciałbym cię poznać. Myślę, że mogłyby cię zainteresować niektóre informacje na temat twojego Ashtona.
          Ashton jednym ruchem sięgnął po telefon i gwałtowne przycisnął czerwony przycisk, przerywając tym samym połączenie. Światło ekranu zniknęło, pozostawiając nas w miękkiej ciemności na moim łóżku.



♪ Your body is a wonderland...  Heii, aniołki ❤️  Jestem z siebie dumna. W ciągu dwóch godzin stworzyłam coś takiego... Kto zaskoczony dzisiejszym rozdziałem? Nie spodziewaliście się tego, co? xD Nie jestem aż tak okrutna, no nie? Miałam taką wenę na scenę seksu Ashline, że po prostu musiałam to zrobić. Chyba się stęskniłam xD Poza tym końcówka... Przyda się trochę pikanterii w opowiadaniu, nie? ^^ Niech się cieszą i korzystają, póki mogą c: Od razu mówię, że tutejsza obecność Briana nie jest przypadkowa i jeszcze o nim usłyszymy c: Nie zabieram Wam więcej czasu. ♪ Your body is a wonderland... ♪  Będę to teraz cały czas śpiewać xD Do następnego, xxo! 

17 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Hańba. Hańba dla mnie. Jak mogłam pozostawić po sobie...chłam? Przepraszam, u Ciebie obowiązkowo piszę długo. Wrócę do rozdziału. OMG!
      Ashline się seksiła, nie wierzę. Kochana, bez dwóch zdań zaskoczyłaś mnie przebiegiem wydarzeń. Opisane tak...fenomenalnie? Tak, na pewno. Napisałaś fenomen, który śmiało mógłby zagościć na sklepowych półkach. Martinez, człowiek o kilku obliczach. Zmienił się, dla niej. Pokochał ją, właśnie ją. Lin
      Powieki mi się zamykają, ale powalczą trochę z sennością, czemu nie. Kolejna para, do której się przekonałam. Pasują do siebie. Nawiązując jeszcze do sceny łóżkowej, zajebiście Ci to wyszło. Mówię prawdę, czytanie tego spowodowało, że na moim ciele pojawiły się ciarki. Bez pogrążania się, bo sen zaczyna dawać w kość. Nie zwracaj uwagi na poziom mojego komentarza. Schrzaniłam go, przyznaję. Wynagrodzę Ci przy następnym razie, proszę Cię o jedno... Nie przestawaj pisać, bo to zajęcie stworzone dla Ciebie. ❤
      Jestem dostępna po 19.06, tak wgl.
      Ściskam, kocham i przepraszam, że wyciągnęłam z siebie więcej.

      Spiszemy się na dniach, przy bliższej okazji! Dużo weny, weniastej życzę.
      Trzymaj się, skarbie. :D

      Usuń
    3. *nie wyciągnęłam
      Błędy, nie może ich zabraknąć.

      Usuń
    4. POJEB ZE MNIE xddd
      Pozwól, że wprowadzę kilka poprawek lub napiszę komentarz od nowa (to u góry prawie do niczego się nie nadaje). Wybiorę raczej drugą opcję.

      Usuń
    5. Cześć, Patrycja.
      Piszę komentarz drugi raz, ponieważ zachciało mi się wyrazić (bardziej) rozwiniętą opinię niż ta u góry. Nie wiem, czy to ma sens, ale można spróbować.
      #TimeAshline
      Scena łóżkowa wyszła Ci zajebiście, nie mam zastrzeżeń. To jest najlepsze, Ty jesteś... Po prostu fenomenalnie. Zakoczyłaś mnie przebiegiem wydarzeń, nie powiem. Tak po prostu mu wybaczyła, ok. Zapewne uda Ci się mnie zaskoczyć bardziej, gdyż zbiża się coraz więcej akcji.
      #PrzygodyZBrianem
      Nie takie zwykłe przygody, bo zapierające dech w piersiach...przestępców, strzelanin itd. Chyba zaczynam tracić świadomość, nad tym co robię (to dziwne). I to można uznać za dołączoną część komentarza, (który wcale nie ma zamiaru go wydłużyć). Pisanie komentarzy u Ciebie to czysta przyjemność, ale przy moim stanie otępienia to troszkę...trudne?
      Końcowe słowa napisane. :D
      Nie zmuszam Cię do czytania, broń Boże. Nie chcę, żebyś po tym wylądowała na oddziale zamkniętym, w psychiatryku i wgl.
      Wyczekuję rozdziału o numerze 22.
      Serduszko. ❤

      Usuń
  2. Aaaaaa w takim momencie!!! :D <3
    Kocham twoje opowiadanie i strasznie mnie zaciekawiły te ostatnie dialogi :*
    Czekam na kolejny rozdział <3
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam i czekam, patrze, a tu juz miesiąc minął. Dawaj następny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochanie juz ponad miesiąc nie dodajesz rozdziału :( <3
    Stało ci sie coś? <3
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochanie wszystko dobrze? :( <3
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu wreszcie znalazłam dobrego linka

    rozdział wspaniały, ale widzę że co tak jak mnie
    długo nie było

    OdpowiedzUsuń
  7. Dalej jestem z nadzieją na kolejny rozdział :(
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NOWY ROZDZIAŁ SIĘ POJAWI.
      Nie mam pojęcia kiedy, ale na pewno w końcu się pojawi, xxo.

      Usuń

Dziękuje za komentarz! To wiele dla mnie znaczy ♥