6.06.2015

18. ~ Będę cię kochać tak, jakbym miała cię stracić


"Więc będę cię kochać jakbym miała cię stracić 
i będę cię trzymać jakbym się żegnała.
Nie będę brać cię za pewnik, 
bo nigdy nie wiem kiedy skończy nam się czas."



          W jednej chwili pomieszczenie wypełniło gęste powietrze, a ciszę panującą wokół nas przerywały tylko przyśpieszone ze zdenerwowania oddechy. Żadne z nas nie odzywało się i nawet niczego nieświadoma Sally zainteresowała się sytuacją, wyglądając zza oparcia sofy obitej jasną, skórzaną tapicerką.
          Obserwowałem coraz bardziej zmieniającą się Caroline, stojącą na środku salonu w samej koszulce - zdecydowanie, nie wpływało to na naszą korzyść. Szczęka dziewczyny zacisnęła się mocno, a wszystkie mięśnie jej pięknego ciała napięły się odruchowo. Dłonie drżały, choć starała się to ukryć zaciskając je w małe piąstki. Jej oczy rozszerzyły się na parę chwil w szoku, jednak znów wróciły do swojego naturalnego wymiaru. Szatynka poprawiła, za duży jak na jej drobną budowę, T-shirt ściągając jego kraniec w dół, starając się bardziej zakryć zgrabne pośladki.
          Nagle swój przestraszony, pytający wzrok skierowała na mnie.
          Uwielbiam to. Jej spojrzenie. Oczy. Uwielbiam kolor jej oczu, tak ciemnych, że dopiero dłuższe i dokładniejsze przypatrywanie się w nie pozwoliłoby odróżnić tęczówki od źrenic.
          Miała w sobie to, czego szukałem. Była idealna w każdym calu i od naszej pierwszej wspólnie spędzonej chwili, naszego pierwszego zamienionego ze sobą zdania, wiedziałem, że ta dziewczyna odmieni moje życie. I nie myliłem się. Tylko ona pomaga mi uwolnić się od problemów, których przybywało z każdym dniem, z każdą godziną. Mój cały świat zdołał streszczać się w jej osobie, a ja z coraz większym strachem zacząłem sobie to uświadamiać. Wydobywała ze mnie innego Ashtona, który był tylko przy niej i tylko dla niej. Może się tego bałem. Może dlatego uciekałem od jej czułego dotyku, który jako jedyny wywoływał u mnie dreszcz, jednak należący do tych najprzyjemniejszych, uciekałem od widoku pięknych, lekko rozchylonych ust, niezmiernie kuszących i zwilżanych przez nią w prowokujący sposób, od jej kruchych dłoni, błądzących po moim ciele i od jej smukłych, długich nóg, których mogła pozazdrościć jej niejedna dziewczyna.
          Może. I może w dalszym ciągu się boję.
          Spojrzałem na Davida, który ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się w odsłonięte partie ciała szatynki. Jego wygłodniały i błądzący po jej nagiej skórze wzrok wystarczył, aby doprowadzić mnie do furii i szaleństwa. I chyba jeszcze zazdrości.
          - Skończyłeś? - zapytałem dosadnie, przerywając tym panującą dotąd ciszę, jednocześnie pozwalając ironii przejąć stery. Przez głowę przebiegły mi kilkaset wizji, w jaki najboleśniejszy sposób mógłbym go zabić.
          - Spokojnie, jeszcze nawet nie zacząłem. - zaśmiał się cynicznie. Nie wiem jak to się stało, ale moja pięść spotkała się w bliskich, zdecydowanie nieprzyjemnych relacjach z jego nosem. Po salonie rozniósł się dźwięk podobny do pękania kości. Z obrzydzeniem wytarłem krew spływającą po mojej dłoni, patrząc na zakrwawioną i skrzywioną twarz Davida. 
          - Ashton! - pisnęła Lin. Jednak zauważyłem coś bardzo istotnego. Nie podbiegła do niego i nie zaczęła oglądać rany, jak zazwyczaj to robiła, kiedy tylko się biliśmy, a w mojej głowie pojawiła się myśl i pewna nadzieja, czy w stosunku do mnie zachowałaby się inaczej. - David? - zapytała, przez co jego wzrok skoncentrował się na niej. Znów na skąpo ubranej Caroline. Poczułem ogromną ochotę przyłożenia mu drugi raz, ale ze względu na Sally skuloną na kanapie i przyglądającą się nam przez palce, nie zrobiłem tego. - Po co tutaj przyjechałeś?
          - Martwiłem się. - powiedział, a ja prychnąłem pod nosem. Posyłając mi lekceważące spojrzenie David ciągnął swoją bajeczkę dalej. - Tak nagle zniknęłaś wczoraj i nie odbierałaś od Megan telefonu. Myśleliśmy, że mogło ci się coś stać. Szukałem cię od rana, byłem już chyba wszędzie, aż w końcu przyjechałem tutaj.
          - Romantyczne. - znów skomentowałem jego próby poderwania Lin sarkazmem. Zacisnąłem pięści i podszedłem do Caroline, stając za jej plecami i przyciągając ją do siebie. - Jak widzisz, Caroline nic nie jest, więc możesz już sobie iść. Nie dziękujemy za odwiedziny i nie było miło.
          Zamiast odwrócenia się i odejścia Davida jak najdalej stąd, co było w tej chwili moim największym marzeniem, on podszedł do nas bliżej, a zwłaszcza bliżej Lin, którą trzymałem w ramionach. Spojrzał w jej oczy, a dzięki temu, że obejmowałem szatynkę, poczułem jak jej mięśnie spinają się jeszcze bardziej. Nie miałem pojęcia, czy to ze zdenerwowania, czy z ekscytacji, że jest tak blisko niej. I chyba to najbardziej doprowadzało mnie do furii.
          - Nawet nie wiesz, Caro, jak to jest bać się o kogoś na tyle mocno, że jest się w stanie zrobić wszystko i pokonać dla tej osoby każdy kilometr. Myślałem, że ktoś cię skrzywdził i jak widzę, nie pomyliłem się. - podsumował, patrząc na mnie w czymś w rodzaju nienawiści. Podszedł do Lin jeszcze bliżej i gdyby nie to, że przyciągnąłem ją w tył, bliżej siebie, dotknąłby jej. - Wróć do domu, Caro.
          Na moje usta wkradł się uśmieszek politowania. Śmieszne, że David gotów był poniżyć się tak bardzo, przyjeżdżając tutaj i klękając niemal przed dziewczyną, dobrze wiedząc, że nie ma po co, bo Lin i tak go nie posłucha. Spojrzałem na nią.
         I ten widok najbardziej złamał mi serce.
         Wahała się.
         Widziałem niepewność w jej oczach, spoglądających raz na mnie, a raz na Davida. I w tej chwili niczego nie pragnąłem bardziej, jak tylko jej pozwolenia na moje próby przekonania jej, aby tutaj została.
          Ze mną.
          Nagle odwróciła się do mnie. Posłała smutne spojrzenie, ułożyła usta i powiedziała bezgłośnie:
          - Przepraszam.
          To utwierdziło mnie w przekonaniu, że przegrałem. Przegrałem i zmarnowałem swoją szansę.
          - Daj mi chwilkę, tylko się ubiorę. - oznajmiła, wpatrując się w podłogę i wbiegła na górę. David  podążył wzrokiem za jej tyłkiem i wpatrywał się w nią tak długo, dopóki nie zniknęła za najwyższym schodkiem, kierując się w stronę mojej sypialni.
          I teraz, kiedy znów poczułem chęć uderzenia Davida, nie zamierzałem się hamować. Zacząłem podchodzić do niego stanowczym krokiem, kiedy Sally zeskoczyła z sofy i stanęła przede mną. Przeniosłem wzrok na pięciolatkę, myśląc, że chce mnie powstrzymać, jednak wtedy ujrzałem najbardziej przebiegły uśmieszek ze wszystkich możliwych. Zdecydowanie, dziewczynka odziedziczyła go po mnie.
         Odwróciła się na pięcie i posłała morderczy wzrok Davidowi. Przeniosła ciężar ciała na jedną nogę i założyła rękę na biodro.
           - Kim ty tak właściwie jesteś? - zapytała, wystukując rytm prawą stopą o panele podłogowe.
           - David Obien, przyjaciel Caroline. - przedstawił się i myślał, że wyjdzie szarmancko. Sally pokiwała przecząco głową i wzruszyła ramionkami.
           - Widocznie nie aż takim ważnym, bo nigdy o tobie nie wspomniała. - zachciało mi się śmiać. Widocznie nie doceniałem przebiegłości, swojej małej siostrzyczki. Położyłem rękę na jej plecach, dziękując w ten sposób. Szatynka mrugnęła do mnie i powróciła do swojej gry.
           - Widocznie nie miała okazji. - odpowiedział, udając niewzruszenie.
           - Uwierz, miała ich wiele. - powiedziała dosadnie. - Ale nie dziwię się. Wiesz, był z nią Ashton i godzinami mogła opowiadać tylko o nim. - dodała oschle, a ja obiecałem jej w myślach największą możliwą porcję jej ulubionych lodów.
           Mina Davida była bezcenna. Chyba nie spodziewał się takiego zagrania ze strony pięciolatki. Wyprostował się, łącząc usta w cienką linię i powiedział:
          - Mi też o nim wiele opowiadała, ale zazwyczaj kończyło się to płaczem. - zripostował. Sally przeniosła zdziwione, pytające i trochę smutne spojrzenie na mnie. O niczym nie wiedziała i swoim wyrazem twarzy przekazała, że gdy tylko zostaniemy sami będę musiał się jej tłumaczyć.
          - Myślę, że nikt nie byłby w stanie ci uwierzyć, gdyby ich zobaczył. Razem. Śmiejących się i szczęśliwych. - oznajmiła dziewczynka. Przez chwilę zastanawiałem się, czy Sally wypowiada te słowa z pełnym przekonaniem i czy naprawdę tak twierdzi. David chciał coś jeszcze odpowiedzieć, jednak przerwały mu ciche kroki dobiegające ze strony schodów.
          Wszyscy odwróciliśmy się w tym kierunku.
          U progu stała moja Lin, ubrana w wczorajszą, seksowną sukienkę, odkrywającą więcej niż zakrywającą. Miała już także torebkę i buty, jakby czekając tylko na wyjście.
          - Możemy już iść? - zapytał niecierpliwie Obien, posyłając mi tryumfujące spojrzenie.
          - Tylko się pożegnam. - powiedziała Caroline i podeszła do Sally stojącej obok mnie. Kucnęła, będąc z nią równo wzrostem, wyraźnie chcąc coś powiedzieć. Ale Sally nie miała zamiaru czekać na jakiekolwiek słowa. Bez zastanowienia wyrwała do przodu i mocno objęła szyję dziewiętnastolatki, nie mam pewności, czy przypadkiem lekko jej nie dusząc. Widziałem łzę w jej dziecięcym oku i tą wielką chęć zatrzymania Lin przy sobie. Sam bym to zrobił i pewnie wyglądałem identycznie, jak moja siostra.
          Mijały kolejne minuty, a Caroline starała się uspokoić wciąż drżącą w jej ramionach i pociągającą nosem Sally, głaskając otwartą dłonią plecy pięciolatki. Czasami całowała czubek jej głowy i aksamitnym głosem szeptała cicho do jej ucha obietnice, jaką mogły usłyszeć tylko we dwie. Kołysała ją i ścierała łzy, jakie zdołały wydostać się spod powiek zrozpaczonej dziewczynki. Czułem, że jestem w takim stanie, jak pięciolatka z tą jednak różnicą, że ja przeżywałem to w środku. Muszę nauczyć Sally maskować uczucia.
         Kiedy szloch Sally ucichł, a pięciolatka pobiegła na górę, żeby pewnie tam wypłakać się w poduszkę, Lin podeszła do mnie i spojrzała w moje oczy. Wiedziałem, że to jest nasze pożegnanie i byłem trochę nim zawiedziony, aż Lee nie zdecydowała się na zmniejszenie dzielącej nas odległości i złożenie przeciągłego, czułego pocałunku na mojej kości policzkowej, sprawiając, że skóra w tym miejscu przyjemnie zapiekła.
          Kiedy po raz ostatni odwróciła się do mnie, pozwalając mi w ostatnich chwilach śledzić jej płynne ruchy i wodzić wzrokiem po jej zgrabnym ciele, kołyszących się równomiernie biodrach i z każdym krokiem falujących lekko, ciemnych włosach, po czym wyszła zostawiając za sobą słodki zapach unoszący się w powietrzu, z utęsknieniem dotknąłem opuszkami palców mojego policzka, śladu jej pocałunku, przymykając powieki i odtwarzając tą chwilę w myślach ponownie. Jeszcze raz. I jeszcze raz.
          Nabroiłem.
          A wszystko zaczęło się od tego, że się zakochałem.



          Wpadłam w moją wewnętrzną histerię. Nie krzyczałam, nie płakałam głośno, nie biegałam i nie wyrywałam sobie włosów z głowy. Po prostu w jednej chwili coś we mnie stuknęło i przyrosłam do chodnika, nie mogąc zrobić kroku do przodu. Staliśmy właśnie z Davidem przed odkluczonymi drzwiami mojego domu. On, czekając na moje zaproszenie i ja, myśląc jak mogłabym go szybko spławić.
          - Wiesz, że nie musiałeś przyjeżdżać. - oznajmiłam i mimo moich szczerych starań, nie zabrzmiało to najmilej. Miałam wrażenie, że prawdziwa ja, którą do tej pory udawało mi się zamykać głęboko w sobie, zdołała się wydostać i przemówić, nie zważając na mnie. Spojrzałam przelotnie na jego skupioną na mnie twarz i wróciłam wzrokiem do jakiegoś odległego punktu znajdującego się za jego plecami, by nie patrzeć w jego oczy.
          - Wiem też, że wolałaś tam zostać. - odpowiedział z namacalnymi pretensjami w swoim głosie. Jednak nie przejęłam się tym zbytnio, wiedząc, że to prawda. Wołałam zostać razem z Ashtonem i Sally i wcale nie starałam się tego ukrywać w obecności Obiena.
          - W takim razie dlaczego się tam zjawiłeś? - zapytałam, trzymając dłoń na mosiężnej klamce. Rzecz, której najbardziej pragnęłam w tym momencie ze wszystkich było samotne zaszycie się w mojej sypialni, pozwalając sobie przeżywać dzisiejszy poranek na nowo, a do tego wcale nie potrzebowałam towarzysza.
          - Bo wolałem cię mieć przy sobie. - powiedział stanowczo, podchodząc do mnie.
          Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Wstrzymałam niekontrolowanie oddech i zaczęłam cofać się do tyłu. Miałam wrażenie, że moje serce zatrzymało się w piersi, a sekundę później zaczęło bić z dwukrotnie zwiększoną prędkością, uderzając boleśnie o moje żebra. Niestety, moje mieszkanie dało o sobie znać w najmniej odpowiednim momencie, kiedy moje plecy zderzyły się z jego ścianą. Byłam na przegranej pozycji. David nie przestawał się przybliżać, a wyraz jego zamglonych, nieobecnych oczu wywoływał u mnie jeszcze większy strach. Zacisnęłam szczękę, kiedy nasze ciała dotknęły się po raz pierwszy. Obecność jego nienaturalnie gorącego ciała parzyła mnie niemiłosiernie, a on samym swoim spojrzeniem wzbudzał przerażenie.
          Chciałam uciec. Jak najdalej, a najlepiej wbiec wprost do domu szatyna, żeby tam zaznać spokoju i uczucia bezpieczeństwa w jego silnych ramionach tak, jak do niedawna robił to David. A teraz on przypiera mnie do murku, patrząc na mnie z góry z nieodgadnionym wyrazem w swoich oczach. Stał na tyle blisko, że nawet gdybym odnalazła w sobie wystarczająco odwagi, aby oderwać zacząć biec w obojętnie jakim kierunku, nie pozwoliłoby mi na to jego ciało, ściśle przylegające do mojego.
          Zachciało mi się płakać z bezradności, automatycznie pisząc w głowie najczarniejsze scenariusze końca tego spotkania. Wiele razy zaciskałam powieki, żeby na niego nie patrzeć, natomiast jego zachowanie było zupełnym przeciwieństwem mojego. Miałam wrażenie, że każdą dłużącą się niemiłosiernie sekundę przeznaczał na dokładnym przypatrywaniu się mnie.
          - Nie dotykaj mnie... - wykrztusiłam z trudem, czując jak łzy desperacji cisną się spod moich powiek, żeby tylko móc ujrzeć światło dzienne.
          - Jakoś w walentynki tego właśnie chciałaś. - wychrypiał gardłowo, wywołując u mnie kolejną dawkę dreszczy, tym razem nie tak przyjemnych, jakie towarzyszyły mi dzisiejszego poranka w łóżku Ashtona.
          - Byłam głupia i nie miałam pojęcia, jak bardzo się myliłam. - wyszeptałam, starając się hamować kolejną dawkę łez. Jednak nie wiedziałam, jakie konsekwencje przez to poniosę.
          Widziałam, jak zdenerwowanie Davida rosło z każdą chwilą. Uderzył pięścią w ścianę, zaraz obok mojej głowy tak, jak kiedyś zrobił to Ashton podczas jednej z naszych kłótni. Zadrżałam. Przeniosłam przestraszone spojrzenie na chłopaka w tym samym momencie, w którym poczułam mocny, stanowczy, sprawiający wiele bólu uścisk na ramieniu.
          - I to powód, żeby wskakiwać do łóżka tego kutasa, jak ostatnia dziwka?! - krzyknął, a jego głos boleśnie odbił się jak echo nie tylko w moich bębenkach, ale także w zakamarkach mojej głowy i sercu. Był moim przyjacielem, uważałam go za osobę, na którą mogę zawsze i w każdej sytuacji liczyć. Zwierzałam się mu, płakałam w ramię, kiedy Ashton mnie krzywdził, wyjawiałam mu wszystkie moje obawy dotyczące związku z Martinezem i sekrety. Ufałam mu. I to był mój najgorszy błąd.
          Przypomniałam sobie, jak w dzień naszego pierwszego spotkania i w walentynki David bez przerwy mówił mi, że zasługuję na wiele więcej, niż obecnie mam i mogę mieć. Pamiętam, jak podbudowywał moją wartość i pewność siebie przez komplementy i czułe słówka. Wszystko pamiętam. A dziś stoi przede mną i nazywa dziwką, jakby nasza dotychczasowa przyjaźń nie miała dla niego żadnego znaczenia.
          - Zostaw mnie. - wymamrotałam, ocierając wierzchem dłoni każdą z łez i ich śladów na moich policzkach, myśląc o tym, że gdyby na przeciwko mnie był Ashton, otarłby je z czułością bez wahania.
          Tęsknię za nim. Chcę bez opamiętania wtulić się w jego umięśnioną klatkę piersiową i usłyszeć jego kojący głos przy płatku mojego ucha, mówiący o tym, że przy nim mogę czuć się bezpieczna. W tym przerażającym momencie byłam gotowa wybaczyć mu wszystko.
          - Dlaczego tracisz czas na taką dziwkę, jaką jestem ja? Zostaw mnie. - powtórzyłam nieco głośniej i wyrwałam ramię z jego żelaznego uścisku. Pomyślałam, że Ashton chciałby, żebym pozostała silna. A jeśli nie, to chociaż powinnam taka pozostać dla siebie samej.
          - Myślałem, że jesteś inna. - wycedził przez zęby.
          - Mogłabym to samo powiedzieć o tobie. - powiedziałam i wbiegłam do domu, starając szybko zakluczyć za sobą dębowe drzwi. Teraz liczyła się każda sekunda. Adrenalina rosła, a strach wraz z nią, nie pozostając w tyle. Siłowałam się z Obienem, całym swoim ciężarem ciała popychając drzwi w jego stronę.
          Zaczęłam płakać. O wiele rzewniej niż przed momentem, kiedy stałam twarzą w twarz z jego niebezpiecznym obliczem. Pchałam drzwi, jednak nie dawało to żadnych rezultatów. Przegrywałam. David desperacko chciał wdostać się do środka. Dopiero uchylenie drzwi na całą szerokość, co wzbudziło zdziwienie Davida i kopnięcie go w najczulsze miejsce w ciele chłopaków sprawiło, że mogłam zakluczyć drzwi na kilka spustów.
          Boże, proszę, niech to się już wszystko skończy...


          Sprawdziłam Tumblr.

          Dziewczyna, która wybacza chłopakowi nie jest głupia czy łatwowierna. Ona po prostu ma nadzieję, że on się dla niej zmieni.

           Tak po prostu odszedł. Tak po prostu ją zostawił. Bez żadnego wyjaśnienia, bez żadnego słowa. Nagle zniknął z jej życia i już nie wrócił.

          Druga szansa to jak podawanie komuś drugiego naboju, bo nie trafił w ciebie za pierwszym razem.

          Po co robisz jej nadzieje? Po co ją zwodzisz? To jakaś gra? Jeśli tak to bardzo słaba. Pomyśl jak ona się czuje nie wiedząc co jest między wami.

           Chyba już wystarczy. Oczy mi się zaszkliły, a dłonie zaczęły wystarczająco drżeć, żebym nie mogła niczego w nich utrzymać. Znów powróciły do mnie wątpliwości i wyrzuty sumienia, czy oby na pewno nie wybaczyłam mu za łatwo, czy przez to znów nie będę cierpieć lub może raczej czy ja przypadkiem nie pozwoliłam mu na dalsze zadawanie mi ran, które powoli zaczęły się zabliźniać.
          Odłożyłam telefon. Właśnie tak za każdym razem to się kończyło.
          Jednak po chwili on sam się o siebie upomniał. Kiedy przygotowywałam sobie kolację, usłyszałam dźwięk nadchodzącego esemesa. Odblokowałam ekran i weszłam w nieodebrane wiadomości.

Od Ashton:
 Mogłabyś wejść na FaceTime? Proszę.

          Uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam, że Ashton zna znaczenie słowa "proszę". Mimo, że cieszyłam się, że to on odezwał się pierwszy, zdradzając tym samym swoją tęsknotę, bałam się tego, co miało się stać. Czy kiedy się znów zobaczymy uczucia z rana powrócą?
         Postanowiłam, że nie chciałabym przestraszyć Ashtona swoim wyglądem, pobiegłam do łazienki i uczesałam sterczące we wszystkie możliwe strony świata włosy i żałując, że na umalowanie się nie mam wystarczająco czasu. Wyszłam z łazienki i ponowie wzięłam komórkę do ręki klikając na ikonę aplikacji. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na profil szatyna.
          Dostępny.
          A po chwili już zaczął dzwonić. Uspokoiłam przyśpieszony oddech i starałam się zatuszować w moim zachowaniu jakieś oznaki tego, co stało się z Davidem. Drżącą dłonią zatwierdziłam połączenie, a na ekranie mojego telefonu ukazał się lekko blady Ashton, ubrany w czarną koszulkę, które umiejętnie eksponowała jego mięśnie.
          - Hej. - przywitałam się.
          - Cześć. - odpowiedział szatyn, uśmiechając się delikatnie.
          - Sally śpi? - zapytałam.
          - Tak. - przytaknął. - Mamy czas tylko dla siebie. - powiedział, sprawiając tym samym dziwne uczucie w dole mojego podbrzusza. Spuściłam wzrok, nie wiedząc co powinnam w tej chwili powiedzieć. Przeprosić, zapytać o jego samopoczucie, czy powiedzieć, że go kocham.
          Zamilkliśmy. Nawet nie musiałam patrzeć na Ashtona, by dowiedzieć się, że on patrzy na mnie. Byłam pewna, czułam jego wzrok, który palił każdy milimetr mojego ciała. Co parę sekund nerwowo poprawiałam włosy i przygryzałam wargę, a cisza, przerywana jedynie naszymi niespokojnymi oddechami, między nami wprawiała mnie w jeszcze większy stan zakłopotania. Można byłoby w tej chwili stwierdzić, że nie mamy wspólnych tematów, ale to nieprawda. Oboje wiemy o czym chcemy ze sobą porozmawiać, tylko że żadne z nas nie ma na tyle odwagi, by odezwać się pierwsze i powiedzieć to tej drugiej osobie, która wbrew pozorom i wszystkiemu innemu coś dla nas znaczy.
         Ku mojemu zaskoczeniu, temat tabu pierwszy poruszył Ashton.
          - Czemu się nie odzywałaś? - zapytał. W jego głosie słyszalny był żal, smutek i niepewność. Podniosłam spojrzenie i patrząc na niego wydawało mi się, że te idealne rysy jego twarzy są o wiele poważniejsze, wiele mężniejsze i doroślejsze, niż przed miesiącami. Wpatrywałam się w niego bardzo długo, bijąc się z myślami, czy powinnam mu powiedzieć to, co czuję i myślę. Ryzykując wiele, między innymi to, że on dostrzeże to dzięki kamerce, uniosłam dłoń starając się nie robić żadnych gwałtownych, zauważalnych ruchów i przyłożyłam jej wierzch do jego policzka, głaszcząc go i żałując, że pod opuszkami palców zamiast jego delikatnego zarostu, czuję zimny ekran mojego telefonu.
          - Bo myślałam, że już o mnie zapomniałeś. - szepnęłam, licząc na to, że mój mikrofon nie jest na tyle czuły, żeby przekazać dźwięk mojego głosu jemu. Jednak po mimice jego twarzy domyśliłam się, że dosłyszał to doskonale.
          - Jak mogłaś tak myśleć? Wiem, że może źle cię potraktowałem, trochę głupio się zachowywałem i powiedziałem o kilka słów za dużo, ale nigdy o tobie nie zapomniałem. I nie zapomnę. - powiedział, przez co ja przekonałam się, że on ma dobre serce, nawet jeśli czasem źle go używa. Uśmiechnęłam się ponuro jednym kącikiem ust, pozwalając mojej wyobraźni uciec do przeszłości, naprawionej przeszłości. Chciałam cofnąć czas, który pozwoliłby mi na poprawienie błędów, które oboje popełniliśmy i które sprawiły nam najwięcej bólu. - Nie jesteś typem dziewczyny, która daje o sobie zapomnieć.
          - A dlaczego nie odzywałeś się ty? - spytałam, może troszkę zbyt prędko, by brzmiało to naturalnie. Aczkolwiek nie przejęłam się tym zbytnio i chciałam jak najszybciej poznać jego odpowiedź, jego powód. Chciałam wiedzieć dlaczego on pozwolił długim miesiącom na rozdzielenie nas.
          - Ja... Nie chciałem, żebyś myślała, że mi zależy. - powiedział cicho, jakby ze skruchą i poczuciem winy. Spuściłam głowę, którą napełniły myśli, wyrzuty i pretensje. Pomimo tego, że spodziewałam się takiej odpowiedzi, to i tak było mi przykro. Przez kilka chwil zastanawiałam się co jest we mnie nie tak, że Ashton nie zauroczył się mnie od razu, od pierwszego spojrzenia w moje oczy, tak jak to było w moim przypadku.
          - Mówiłeś, że nigdy nie pozwolisz żeby mnie ktoś skrzywdził, żebym przez kogoś płakała. A tymczasem to ty zraniłeś mnie najmocniej i płaczę dzięki tobie. - niekontrolowanie wyrzuciłam z siebie na jednym wdechu. Czułam, że powinnam to komuś powiedzieć, a najlepiej samemu szatynowi. Chociaż nie byłam do końca pewna, czy bym powtórzyła te słowa, jeśli by było trzeba, to i tak jakaś cząstka mnie cieszyła się, że Ashton wie co przez te wszystkie dni mnie ciążyło.
          - Wiem, ale nie sądziłem, że to wszystko się tak potoczy. Przepraszam. - powiedział i spuścił wzrok. Doszłam do wniosku, że zakochanie się w nim to nie był mój najlepszy pomysł. Zawsze był dla mnie niedomalowanym obrazem, niedokończonym listem pełnym znaków zapytania. Zawsze oczekiwałam od niego czegoś więcej, a jego widocznie nie było na to stać. Może nie była to najlepsza decyzja, jaką podjęłam w swoim krótkim życiu, ale niewątpliwie niosła za sobą konsekwencje, które nauczyły mnie o wiele więcej, niż wszystkie lata spędzone w szkolnej ławce.
          - Nie sądziłeś, że tak szybko ci się znudzę, prawda? - zapytałam cicho, wciąż wpatrując się w jego twarz, uparcie chcąc doszukać na niej jakiegokolwiek wyrazu, że mu na mnie zależało, że mnie lubił i chętnie znosił. Tak naprawdę wiedziałam, że moje pytanie jest tutaj zbędne, każde z nas wiedziało, że cała prawda kryje się w jednym przytakującym pokiwaniu głową. Myślałam, że znam odpowiedź na moje pytanie.
          Jeszcze nigdy się tak nie myliłam.
          - Chciałem sobie ciebie odpuścić. Stawałem się przy tobie inną osobą i tego się bałem. Sądziłem, że jeśli się ode mnie odsuniesz to moje uczucia znikną, ale tak nie było. - mówił bardzo wolno, starając się odpowiednio dobrać słowa, jakby chciał w jak najszybszy sposób oddać swoje uczucia, żeby mieć to już za sobą. Miałam wrażenie, że ta wypowiedź była najbardziej osobistą, jaką kiedykolwiek słyszałam od Martineza. Nie potrafił o swoich uczuciach mówić i niechętnie o nich mówił. Dlatego z czasem nauczyłam się rozpoznawać je w karmelowych tęczówkach chłopaka.
          - I co teraz? - spytałam. Sama nie miałam pojęcia, jak to wszystko potoczy się dalej i co powinnyśmy oboje zrobić w takiej sytuacji. Pewnie najmądrzejszą naszą decyzją byłoby nasze rozstanie, pozwolenie drugiej osobie o nas zapomnieć i żyć dalej. Jednak ja nie byłabym w stanie o nim zapomnieć. I on chyba o mnie też.
          Ashton wyprostował się. Widziałam, że siedzi na łóżku, na którym dzisiaj rano urządziliśmy bitwę na poduszki. Mimo tych obrazów wspomnień, które zajmowały większą część moich myśli i nie pozwalały mi się skupić, dostrzegałam niespokojnie zachowanie chłopaka. Denerwował się i jakby zastanawiał nad tym czy powinien mi coś powiedzieć. Zdradzał go nieobecny, utkwiony gdzieś poza zasięgiem kamerki wzrok i wnętrze policzka, które właśnie przygryzał. Pozostało mi tylko czekać.
          - Jeśli jest szansa chcę to wszystko naprawić. - powiedział szeptem, przenosząc swoje spojrzenie na mnie. - Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Od razu znaleźliśmy wspólny język. Już wtedy wiedziałem, że jesteś tą, która zmieni moje życie.
          Spojrzałam w lewy dolny róg, na małe okienko, przyglądając się tej dziewczynie widocznej w nim. Czy można było się w niej zakochać? Czy ona byłaby zdolna do oczarowania kogoś swoim urokiem? I czy w ogóle ten urok posiadała? Jej twarz nie pokrywał ani jeden gram makijażu. Miała duże, ciemne oczy i smutne spojrzenie. Dużą część jej twarzy zajmowały długie, gęste włosy, które opadały na nią kaskadami. Nos miała szeroki, lekko zadarty, a usta pod nim pulchne, w odcieniu cielistego beżu, na których coraz rzadziej widniał szczery uśmiech.
          Westchnęłam cicho, żałując, że nie postarałam się bardziej, żeby wyglądać lepiej.
          - Dlaczego akurat ja? - zapytałam. Chciałam po prostu wiedzieć, usłyszeć coś innego od tego, że jestem ładna, albo seksowna. Chciałam wiedzieć, co spodobało się mu w moim trudnym charakterze i dlaczego starał się, kiedy ja chciałam zachować dystans.
          Oblicze chłopaka lekko rozpromieniło się, kiedy zapytałam o mnie. Zmarszczki na jego czole zniknęły, a oblicze lekko złagodniało. Spojrzał prosto w kamerkę, przez co miałam wrażenie, że spogląda mi prosto w oczy. Uśmiechnął się lekko do mnie i powiedział:
          - Jedyna zobaczyłaś we mnie dobrą osobę. Obchodziło cię to jak się dziś czuję i czy na pewno coś zjadłem. Wiedziałaś jaki jest mój ulubiony kolor i jakiego zespołu najczęściej słucham. Byłaś, kiedy cię potrzebowałem. Przy wypadku moich rodziców, na ich pogrzebie, przy każdym moim pobycie w areszcie i na każdej sprawie sądowej, pomagałaś mi, broniłaś mojej niewinności i robiłaś wszystko, żeby tylko zobaczyć mój uśmiech. - mówił płynie i z uśmiechem spoglądał w przeszłość. Uśmiechnęłam się do niego, a on jakby nigdy nic mówił dalej, a słowa same opuszczały jego usta. - Przy tobie zrozumiałem, że wcale nie jestem egoistą. Zacząłem się o ciebie martwić, tęsknić za tobą i wiele innych rzeczy. Po prostu stałaś się dla mnie cholernie ważna. Posłuchaj, naprawdę chcę, żebyśmy znowu mieli kontakt. Myślisz, że moglibyśmy to naprawić?
          Nie wiem dlaczego, ale jego ostatnimi słowami mnie zirytował. Wydawało mi się, że jego "moglibyśmy" dotyczyło tylko mnie i żebym to ja znów mu wybaczyła, rzuciła się w ramiona, albo lepiej - wylądowała w jego łóżku. Przez złość nie dostrzegłam, że moja dłoń coraz bardziej zaciska się na komórce.
          - Czego ty ode mnie oczekujesz? Naprawdę chcę, żebyś sobie darował te bzdury. W co ty ze mną grasz? - czułam, że pomimo tego, iż go kocham to także nienawidzę za te cholerne miesiące, kiedy dawałam z siebie wszystko, angażowałam się w naszą znajomość, a on tak po prostu odchodził i wracał, kiedy tylko miał na to ochotę. I chyba o to miałam do niego największy żal i przez to się w dalszym ciągu wahałam. Bałam się, że Ashton zafunduje mi powtórkę z rozrywki, a ja znów spadnę na dno, kiedy udało mi się wszystko odbudować.
          - Tęskniłem za tobą. - wymamrotał, nie patrząc na mnie. Mimo wszystko, wiedziałam, że żałuje i chce wszystko naprawić. W innym wypadku już wiele tygodni temu znudziłoby mu się ciągłe starania o mnie. Z jego wyglądem znalazłby sobie o wiele atrakcyjniejszą, ładniejszą, inteligentniejszą dziewczynę z kobiecymi atutami. I zamiast rozmawiać ze mną na FaceTime o czymś, co nie jest seksem, bawiłby się z nią w jednym z najdroższych klubów Nowego Jorku.
          - Czyżby? - odparłam z mimowolnym cieniem uśmiechu na twarzy. Dobrze jest wiedzieć, że twoja tęsknota jest odwzajemniona. Nie czujesz się w niej samotna.
          - Przekonałem się, że bez ciebie jest mi naprawdę trudno. - powiedział po chwili i spojrzał w moje oczy. Dostrzegłam w nich iskierkę szczerości, nawet przez ekran telefonu, który odbiera ostrość. - Dziś rano... Myślałem, że umrę z zazdrości, kiedy dowiedziałem się, że ktoś inny się o ciebie stara.
          - Jak kiedyś. - skomentowałam, bawiąc się coraz lepiej.
          - Posłuchaj. - powiedział w końcu błagalnie. - Nie chciałem cię skrzywdzić. Naprawdę.
          - Obiecaj mi, że kiedyś będziemy na tyle pijani, że powiemy sobie ile dla siebie znaczymy, przyznamy się do wszystkich uczuć i do tego co nas łączy. Przestaniemy ukrywać jak ważni dla siebie jesteśmy. - powiedziałam i na moment przeniosłam spojrzenie na jego pulchne usta w kształcie serca. Wiedziałam, że nie mogę go stracić. Nie potrafiłam wyobrazić sobie kolejnych miesięcy bez niego.
          - Obiecuję. - uśmiechnął się.
         Już nie mogę się doczekać.



Cześć, kochani. Na początku chciałam Was bardzo przeprosić za to coś u góry. Ostatnio cieszyłam się poziomem moich rozdziałów, a dzisiaj jestem zawiedziona jakością osiemnastki. Najlepiej by było, gdybym ją usunęła i zaczęła pisać od nowa, niestety, nie mam na to czasu. W szkole gonią coraz bardziej, chociaż maj się już skończył. Mam już dosyć nauczycieli i najchętniej zostałabym w moim pokoju do wakacji, pisząc dla Was rozdziały. Jeszcze raz bardzo Was przepraszam i postaram się poprawić.  Ostatnio (warto zaznaczyć, że było to pod prysznicem) wpadłam na niezły pomysł, chcę go wykorzystać i mam nadzieję, że Wam się spodoba... Chociaż, z Waszych komentarzy wnioskuję, że jesteście zwolennikami Ashline to wtedy - o zgrozo. Czekam na komentarze i automatycznie już godzę się z krytyką. Kocham Was i mam nadzieję, że ten najbliższy tydzień (najcięższy w ciągu całego roku szkolnego) jak najszybciej (i pomyślnie) się dla mnie skończy, a wtedy będę mogła więcej czasu poświęcać rozdziałom. Do usłyszenia, xxo.

8 komentarzy:

  1. Mi rozdział się podoba i i to jak się potoczył, chętnie się dowiem co wymyśliłaś nawet jeśli będzie to kolejna przeszkoda w ich zwiazku. A i powodzenia w szkole :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Naaajlepszy <3
    Ale jak coś spieprzysz mi z Ashline, to Cię znajdę i uduszę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ashline ma przetrwac doo konca <3 ♥♥♥
    Cuuuuuudowny rozdzial ♡♡♡♡♡ WIECEJ WIECEJ WIECEJ !! ^^
    Kooooocham to opowiadanie i to jak piszesz <69
    Nie zastanawialas sie nad tym aby wydac ksiazke z tego opowiadania? :D
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja? Książkę? I jeszcze z tego opowiadania? Niezmiernie mi miło, że Ci się podoba, jednak wątpię, że jakiekolwiek wydawnictwo chciałoby ze mną współpracować xD
      Może jak nabiorę doświadczenia i się rozwinę. Na razie słabo to widzę xD
      Dziękuje za miłe słowa, xxo.

      Usuń
    2. Jestes niesamowita a z ksiazka udaloby sie na 100% :D <3 Jak na ten wiek mass OGROMNE doswiadczenie :)
      /Wiki

      Usuń

Dziękuje za komentarz! To wiele dla mnie znaczy ♥