17.04.2015

15. ~ Z powrotem obok ciebie...

"Po pierwsze przyznam, całe zaufanie zostało złamane.
Regeneracja z sukcesem. Modlę się za nas w nocy.
Daje mi gwarancję na drugą szansę.
Nigdy nie sądziłam, że ponownie ujrzę twoją twarz.
Uczę się życia przez próby i błędy. Po prostu chcę to poprawić."



          Stałam wyryta. Bez słowa. Bez ruchu. Jakby ktoś pozbawił mnie zdolności poruszania językiem, nie mogąc wydobyć z siebie ani jednego, najprostszego słowa. Teraz, gdy jestem z powrotem obok niego czuję, że nic innego tak naprawdę nie ma znaczenia.
          Miałam nadzieję, że on czuł to samo.
          - Cześć. - przywitał się, wpatrując się we mnie intensywnie.
          To chyba było jedyne słowo, na jakie było go stać tej nocy, kiedy spotkaliśmy się po dwóch długich miesiącach. I mimo, że wiedziałam o jego tęsknocie za moim zapachem, nie przytulił mnie, nie złożył na moim policzku gorącego, jednak jednocześnie desperackiego, pocałunku na przywitanie.
          Można kogoś znienawidzić za jedno słowo, a tym samym pokochać? Można. Ja jestem na to żywym dowodem. Co prawda, było mi przykro, że nie wysilił się na nic więcej, prócz przereklamowanego, bezuczuciowego, obojętnego, zwykłego i zgorzkniałego "cześć", ale przez jeden, jakiekolwiek wyraz padający z jego pięknych, pulchnych warg byłam w stanie zapomnieć o wszystkim. Nawet najbrutalniejsze przekleństwo brzmiało pięknie w jego ustach.
          - Chyba kogoś zgubiłeś. - mruknęłam, nie trudząc się nawet na suche "hej".
          Chciałam usłyszeć, jak czule szepcze do mojego ucha zdrobnienie mego imienia, które używał tylko on i które kojarzyło mi się tylko z nim. Stęskniona byłam za motylkami, latającymi w moim brzuchu, które najwyraźniej już dawno tam zdechły. Pragnęłam znów poczuć dreszcze i nadchodzące ciepło za każdym razem, gdy mnie podniecał.
          Mała Sally wyjrzała za mojej nogi, a gdy zobaczyła Ashtona, ruszyła szybko w jego stronę. Chłopak, zdezorientowany jej obecnością, nie zareagował od razu. Dopiero po paru chwilach poczuł rączki, które za wszelką cenę chciały objąć jego szyję. Wziął na ręce dziewczynkę i pytająco spojrzał na mnie.
          Może gdyby znał mnie choć odrobinę lepiej, gdyby poświęcał mi więcej uwagi i czasu, gdyby chciał to zrobić, bez słów odgadłby powód mojej niezapowiedzianej wizyty. Wystarczyłoby jedno spojrzenie w oczy. Jednak nie jestem w bajce ze szczęśliwym zakończeniem, a on nie jest moim księciem, chociaż bardzo chciałabym, żeby tak było.
          - Twój wujek zostawił ją na lotnisku, tłumacząc, że musi już wracać do Londynu i zamówił jej taksówkę. Sally przestraszyła się i uciekła do mnie, dlatego, że jak mówiła, pamiętała mnie z twoich opowiadań. Wiedziała, gdzie mieszkam i kilka kilometrów przeszła sama. - wyjaśniłam, patrząc na siostrę szatyna, bawiącą się nieśmiertelnikiem zawieszonym na jego szyi.
          Starałam się uważnie wszystko obserwować. Zapamiętać każdą mimikę jego twarzy, każdy grymas i każde mrugnięcie, żeby później mogłabym upajać się nimi w domu, w kącie pokoju i żyć wspomnieniami, których przecież dał mi tak wiele. Zawsze przed snem wyobrażałam sobie różne historie z nami w roli głównej. To, jak bierze mnie w ramiona, jak na mnie patrzy z uwielbieniem, jak stara się mnie uszczęśliwić. W każdej minucie mojego życia myślę o nim, o nas razem, jak jesteśmy szczęśliwi i ja w zupełności jemu wystarczam, przez co nie musi szukać namiętności w ramionach innej.
          Ashton przytulił pięciolatkę do swojego boku z całych sił. Złożył pocałunek wśród jej gęstych włosów, po czym znów przeniósł wzrok na mnie i powiedział bezgłośnie "dziękuje". Pokiwałam głową na boki, dając mu znak, że nie ma sprawy i skierowałam się do dziecka:
          - Do zobaczenia, Sally. - i pocałowałam jej czółko.
          Byłam pewna, że dobrze wykonałam swoje zadanie. Po raz kolejny pomogłam Ashtonowi, a kiedy najtrudniejsze jest już wykonane, uciekam, bo taka jest moja rola, a ja wiem, że jestem już niepotrzebna. Tak było za każdym razem, a on nadal się łudzi, że fałszywym i nic niewartym "dziękuje" załatwi sprawę.
          Otóż nie, Ashton. Rozczaruję cię, ale to nie załatwi sprawy.
          - Idziesz już? - zapytała pięciolatka i swoje bystre spojrzenie przeniosła na mnie.
          Moje dłuższe zabawienie w tej posiadłości byłoby zbędne. Gdybym tylko weszła do domu Ashtona, najprawdopodobniej natknęłabym się na brudne dowody okropnego charakteru Martineza. Już oczami wyobraźni widziałam te wszystkie puste butelki po wódce walące się po całym mieszkaniu, pety niedopalonych całkiem papierosów, zużytych kondomów, leżących na podłodze, kanapie, blacie kuchennym. I kto wie, czy przypadkiem nie byłyby one jeszcze z zawartością.
          - Muszę. - odpowiedziałam, lekko się uśmiechając do dziewczynki.
          - Nie! - krzyknęła i swoją słabą rączką starała się szarpnąć ramie chłopaka. - Ashton, powiedź, żeby została! Zostanie, jeśli poprosisz, prawda? - jęknęła bliska płaczu.
          Spojrzałam na szatyna, który, jak się okazało, przez ten cały czas mi się przyglądał. Może zastanawiał się nad tym, jak fajną dziewczynę przez swoje niedojrzałe zachowanie stracił. Może żałuje, że niewiarygodnie udawał zakochanego, by jeszcze raz mnie przelecieć. A może patrzał na mnie z politowaniem mając na myśli tylko jedno słowo, bez przerwy powtarzające się w jego głowie: spierdalaj.
          - Bardzo bym chciał. - powiedział cicho.
          Szybko spuściłam spojrzenie wpatrując się w swoje buty, które w tym momencie wydawały mi się nadzwyczaj interesujące. Wiedziałam, że wystarczy jeszcze chwila i na nowo odrodzi się we mnie głębokie uczucie, które wcześniej żywiłam do Ashtona. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Nie chciałam ponownie przechodzić tego, co o mało mnie nie zabiło.
          - To poproś! - pisnęła dziewczynka i zeskoczyła na podłogę. Podbiegła do mnie, złapała za dłoń i pociągnęła w swoją stronę. - Caroli, choć!
          Westchnęłam cicho i ukucnęłam na podłodze, by być równą wzrostem z Sally.
          - Sally, chciałabym jeszcze się z tobą pobawić, ale jutro muszę iść do pracy, wiesz? - powiedziałam, a dziewczynka posmutniała i opuściła główkę.
          Zdecydowanie, to była najlepsza wymówka, na jaką było mnie w tej chwili stać. Brawo, Lee! Właśnie udowodniłam małej Sally, że moja praca jest od niej ważniejsza. Zrobiłam to, co jej wujek robił ciągle, zaniedbywając pięciolatkę. Myślę, że Martinez mógłby być ze mnie dumny, jak to udało mu się pozbawić mnie wrażliwości, bo tego najbardziej żałowałam. Najbardziej znienawidziłam Ashtona za to, że muszę walczyć z tym, jak uczy mnie egoizmu, płytkości i obojętności na ludzkie uczucia.
          - Obiecuję, że niedługo się zobaczymy. Może nawet przedstawię ci Katie. - uśmiechnęłam się ciepło do niej, a na samo słowo o Katie spojrzała na mnie. Wiedziałam, że trafiłam w jej czuły punkt. Siostra szatyna, pomimo swojej nieśmiałości, zawsze była otwarta na nowe znajomości. I pamiętała, że niewolno ranić innych, czego przypisać nie można było Martinezowi.
          - Obiecujesz? - zapytała z nadzieją.
          Śmieszne, że z tą samą nadzieją, jeszcze nie tak dawno, pytałam Ashtona, czy zostanie ze mną na zawsze. Obiecywał, dawał mi ją, a tym czasem po tej nadziei nie zostało mi nic innego, jak ogromna pustka w sercu, która kiedyś wypełniała czułość szatyna.
          - Obiecuję, skarbie. - przytaknęłam  musnęłam koniuszkiem wskazującego palca nosek Sally. - A teraz idź już spać, bo robi się późno. Trzeba będzie poszukać dla ciebie jakiegoś fajnego przedszkola. - spojrzałam na Ashtona, który  w odpowiedzi skinął głową.
          Pięciolatka jeszcze przez chwilę się we mnie wpatrywała, po czym mocno się do mnie przytuliła, ciasno oplatając chudymi ramionkami. Bez wahania odwzajemniłam uścisk. Mała Sally nawet nie miała pojęcia, jak bardzo potrzebowałam uścisku drugiej osoby. Nie wiedziała, że potrzebowałam tego o wiele bardziej, niż ona.
          - Dziękuje. - szepnęła, oderwała się ode mnie i wbiegła do mieszkania swojego brata, znikając za ścianą. Wstałam z kolan, odwróciłam się na pięcie i zeszłam po schodach, automatycznie żegnając się już z nimi na zawsze, jak i z resztą posiadłości. Miałam świadomość, że jestem tutaj po raz ostatni.
          Bardzo chciałam, żeby słowa mojej terapeutki były prawdą, bo jak powiedziała pani doktor, kiedy następnym razem będę przejeżdżać tą uliczką, to nie spojrzę w jego okno, nie będę wyglądać za odsłonięte rolety, usilnie chcąc dostrzec tam jakiekolwiek dowodu zdrad Ashtona, nie sprawdzę, czy na podjeździe stoi samochód jakiejś innej dziewczyny, bo nawet nie zwrócę na to uwagi.
          Trzymam ją za słowo.
          - Poczekaj. Chciałem pogadać. - usłyszałam.
          Jasne, pogadać. Zawsze był przewidywalny.
          Ignorując jego słowa, z uniesioną głową szłam dalej, nie mając najmniejszego zamiaru się zatrzymywać. Dopiero liczne używanie przez niego mojego imienia poskutkowało zatrzymaniem moich kroków.
          - Nie mamy o czym. - oznajmiłam  z lekka oschle, w dalszym ciągu stojąc do Martineza plecami i nie patrząc mu w oczy. Nie miałam zamiaru się odwracać i w nie spojrzeć. Wiedziałam, że kiedy to zrobię i ujrzę w nich cały świat i stracę nad sobą niezbędną kontrolę.
          - Doprawdy? - zapytał z ironią w głosie.
          Tym sposobem udowodnił mi, że nie zmienił się w żadnym calu. Arogancja, stanowczość, pewność siebie biły od niego co najmniej na sto metrów. Nagle poczułam mocniejszy zapach jego perfum, przez które kiedyś uginały się pode mną kolana, a po ułamku sekundy Ashton złapał mój nadgarstek i odwrócił mnie twarzą do siebie. Przez długi czas unikałam jego wzroku, patrzałam wszędzie, tylko nie w odcień tych pięknych tęczówek, które za wszelką cenę starały się uchwycić moje spojrzenie.
           W końcu nie wytrzymałam jego nachalnego wzroku.
          - To o czym chcesz ze mną rozmawiać?! Przeprosić?! Mam gdzieś te twoje przeprosiny! - wykrzyczałam i zaczęłam dłońmi zaciśniętymi w piąstki uderzać w jego klatkę piersiową. Myślałam, że zaboli go tak bardzo, jak jego zniknięcie bolało mnie. Chciałam, żeby go to zabolało. Jednak moje ciosy nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Dalej stał na przeciwko mnie i ani razu na jego twarzy nie pojawił się grymas bólu. Natomiast późnej, bez słowa, nie trudząc się zbytnio, złapał mnie delikatnie za nadgarstki, hamując uderzenia i uniósł mój podbródek, abym zdołała na niego spojrzeć.
          Wpatrywał się w moje oczy bardzo długo, jednak ja również nie pozostawałam mu dłużna. Łapczywie chłonęłam wzrokiem każdy błysk jego oczu, które tak dobrze już znałam. Nagle jego wzrok powędrował na moje widoczne obojczyki, lekko odstające żebra, odznaczające się kości biodrowe i chude nadgarstki. A później już tylko na nadgarstki.
          Zobaczył moje blizny, a jego źrenice rozszerzyły się o minimum pięć milimetrów. Nie mam pojęcia, czy w szoku, czy może w cierpieniu, czy może ucieszył się, że tyle dla mnie znaczył i teraz będzie się mógł pochwalić przed swoimi kolegami od zioła, że jakaś laska się dla niego pocięła. Jednak to, co zrobił później wcale nie świadczyło o jakichkolwiek złych zamiarach.
          Martinez uklęknął na jedno kolano i w obie dłonie, bardzo delikatnie, wziął moje ręce, bojąc się najwyraźniej, że mocniejszy chwyt sprawi mi koleją dawkę bólu. Bez słowa zaczął całować każdą z moich blizn. Te mniejsze i głębsze, większe i dłużne, nie pomijając tych krótkich. Na każdej z nich składał delikatny, czuły i długi pocałunek, we wszystkie wkładając wiele pasji, jakby miało to dla niego jakiekolwiek znaczenie. Gdyby ktoś wymazał mi pamięć, może bym zdołała cieszyć się tą chwilą, jednak teraz, z perspektywy czasu, jaki minął i nas rozdzielił, wolałabym raczej żeby tego nie robił.
          - Nie chciałem abyś cierpiała. - szepnął, w dalszy ciągu nie zmieniając pozycji i klęcząc na polbruku, przed jego domem.
          Na pewno.
          - Nie udało ci się. Cierpiałam codziennie i winię o to ciebie.
          Uznałam, że warto by było, gdyby wiedział, że każdego dnia pragnęłam się zabić coraz bardziej, byleby tylko skończyć moje cierpienie tu, na ziemi. Chciałam zapomnieć i w końcu być szczęśliwa. Nieistotne było miejsce, a wiedząc, że tutaj nie odnajdę mojego szczęścia i że już nigdy nie odzyskam chęci do życia, postanowiłam, że lepiej będzie mi gdziekolwiek indziej, niż tu, w miejscu, które przypominało mi o wszystkim.
          - Popełniłem błąd. - wyznał.
          - Owszem. - powiedziałam, starając się przybrać obojętny ton głosu.
          - Wiem, zraniłem cię, ale mimo to cię kocham. - szepnął.
          I można byłoby powiedzieć, że już chciałam mu odpyskować, kiedy dotarł do mnie sens jego słów. Serce podskoczyło mi do gardła, a ja nie potrafiłam go uspokoić. Jasne, Martinez zawsze zabiegał o moje względy, podrywał mnie, rzucał podteksty seksualne, bezczelnie rozkochiwał mnie w sobie, ale nigdy mi nie powiedział, że mnie kocha, ani że jest we mnie zakochany. Zaskoczona, spojrzałam w dół, na Ashtona, który uśmiechał się lekko czekając na moją reakcje. Wzięłam płytki oddech.
          - Mówisz to każdej dziewczynie, która idzie z tobą do łóżka? - zapytałam, próbując stłumić w sobie emocje, jakie w tej chwili mną targały. Nie mogłam pozwolić mu pokazać, że wciąż jest dla mnie ważny. To dało by mu nade mną przewagę.
          - Jesteś pierwszą i mam nadzieję, że ostatnią.
         Znów. Historia zaczyna toczyć swoje błędne koło. Słodkie słówka, chwilowa radość, nadzieja, podłe wykorzystanie, porzucenie, płacz, cierpienie i okaleczanie samej siebie. Nie tym razem, kochany...
          - Przestań. - syknęłam, a kiedy otrzymałam jego zdezorientowane spojrzenie, kontynuowałam. - Po prostu przestań. Jestem tym zmęczona, Ashton. Wiesz, jak bardzo mnie ranisz, dając mi nadzieję? Lepiej już pójdę, bo inaczej będzie mnie bolało jeszcze bardziej, jeśli zostanę, a ty zabawisz się mną, a potem znów zostawisz, nie odzywając się przez dwa miesiące. - wyrzuciłam z wyrzutem.
          - To, że chcesz zerwać z kimś kontakt na pewien czas, wcale nie oznacza, że ten ktoś jest dla ciebie nikim. Znaczy, że ta osoba znaczy dla ciebie za dużo, a ty nie możesz sobie z tym poradzić.
          Powiedział i wstał, jednak ani przez moment nie puścił z uścisku moich dłoni. Głaskał ich wierzch kciukiem i czekał na ruch z mojej strony.
          - Trudno czekać na coś co wiesz, że może nigdy nie nastąpić. Ale jeszcze trudniej zrezygnować, gdy wiesz, że to wszystko, czego pragniesz. - oznajmiłam.
           Spuścił wzrok, najwyraźniej czując się winny. Bo przecież był. Przez niego posunęłam się aż do tego stopnia, by chwycić żyletkę. Przez niego miałam depresję lub też załamanie nerwowe. Przez niego straciłam chęć do życia, którą w moim wieku, powinnam mieć najwięcej. Był moją pierwszą miłością i przez niego nigdy nie będę jej wspominać szczęśliwie.
          Ashton zapewniał mnie jeszcze, jak bardzo jestem niby dla niego ważna i jak bardzo żałuje wszystkich ran, jakie kiedykolwiek mi zadał. Kiedy jednak ja nie dawałam za wygraną i zrozumiał, że ignoruję go i nie mam zamiaru się odzywać, zamilkł.
          Ty milczysz i ja milczę - tylko to nas teraz łączy.
          - Schudłaś. - powiedział nagle, a ja miałam niesamowitą ochotę dać mu Nobla za spostrzegawczość. - I to bardzo. - dodał.
          Myślałam, że jest na tyle inteligentnym facetem, że mógłby zrozumieć, że to właśnie przez niego nic nie jadłam. W tamtym ciężkim dla mnie okresie pragnęłam jego, a nie pożywienia. Pożywienie nie może cię przytulić, pocałować i powiedzieć, ile dla niego znaczysz.
          - Nie powinno cię to obchodzić. - warknęłam, wyrwałam ręce z uścisku chłopaka i cofnęłam się, zwiększając odległość między nami.
          - Ale obchodzi i będzie obchodzić. Wiesz, że jesteś dla mnie ważna. Chcę być zawsze tylko twój i tylko dla ciebie. Chcę mieć cię blisko, na wyciągnięcie ręki. Chcę przez cały dzień patrzeć się w twoje piękne oczy... Chcę do ciebie. Tak bardzo, że to niemal mnie boli. Tak bardzo, że nie jestem w stanie trzeźwo myśleć... Chcę do ciebie. Teraz... Już.... Natychmiast.
          Mój puls przyśpieszył swój bieg wraz z szybkością wypowiadanych przez niego słów. Widzę go teraz, z twarzą przybitą troską i marzeniem. Widzę z jakim skupieniem przypatruje się podłodze i wreszcie odnajduje jego wzrok, ale nie ma tam tego, czego szukam. Nie ma tańczących igraszek w tęczówkach, nie ma błysku, który był symbolem wiecznej namiętności. Brakuje w nim powietrza, brakuje... Życia. Nie istnieje w nich żadne uczucie, chociaż jeszcze przed paroma chwilami byłam pewna, że nigdy nie wypełniał ich uczuciem. Część jego umarła i jest to śmierć straszna, gdyż zabiera ze sobą inne ofiary w tym mnie na początku tej listy.
          - Wiesz, życie jest serią pożegnań. Jesteś dużym chłopcem i powinieneś już się tego nauczyć. - oznajmiłam z obojętnością namacalną w głosie. Nigdy taka nie byłam i oboje to wiedzieliśmy. Ta sytuacja mnie zmieniła na zawsze i już nigdy nie zaufam nikomu tak szybko, jak Martinezowi.
          Ashton nie krył swojego zaskoczenia. Wiedział, że zawsze coś do niego czułam, a teraz odzywam się do niego, jakbym w ogóle nie miała uczuć. Nie miałam, prawda - nauczyłam się tego od mistrza.
          - Czemu jesteś taka chamska? - zapytał po chwili, doszukując się odpowiedzi w moich oczach. - Zachowujesz się, jakbyś nie miała serca. - oznajmił i chyba ujrzałam w jego oczach smutek, ale wydało mi się to nieprawdopodobne.
          To Ashton Martinez, a Ashton Martinez nie wie, co to uczucia.
          - Ludzie, którzy nie mają serca, mieli go kiedyś zbyt wiele. - wyszeptałam, dając mu tym samym do zrozumienia, że to właśnie on mnie zmienił.
          Ashton przez dłuższy moment wpatrywał się we mnie, ale nie zapowiadało się, żeby chciał zabrać głos. Znałam go i byłam do takich sytuacji przyzwyczajona, dlatego odezwałam się ja:
          - Zakochałam się w twoich oczach, kiedy na mnie patrzyłeś. Zakochałam się w twoich ramionach, gdy mnie obejmowałeś. Zakochałam się w twoim uśmiechu, który nie znikał ci z twarzy w moim towarzystwie. Zakochałam się w tobie, kiedy po prostu byłeś. I wiesz co? Myślałam, że jestem niezastąpiona. Teraz wiem, że nikt nie jest niezastąpiony, nawet ty. - oznajmiłam zimno.
          Obserwowałam, jak jego wzrok z każdą chwilą staję się coraz bardziej nieobecny. Obserwowałam jak jego mięśnie się spinają i jak zaciska szczękę, a ręce w pięści. Myślał pewnie, że mówię o Davidzie. Posłałam mu jeszcze ostatnie spojrzenie i odeszłam, zostawiając go samego.
          Wyszłam za bramę, jednak zanim zupełnie straciłam go z pola widzenia, odwróciłam się. Mimo, że wiele razy mnie zranił, chciałam, żeby zapamiętał mnie jak najlepiej, a nie jak najgorszą sukę, i z uśmiechem wspominał wszystkie nasze wspólne chwile. Pragnęłam, żeby kojarzył mnie sobie z własnym szczęściem i beztroskimi wakacjami na Miami, a nie z niekończącymi się problemami i moimi wiecznymi pretensjami.
          - Odezwij się czasem. Wiesz, że nie chodzi mi tutaj o mnie i o to, że tęsknię. Po prostu chcę wiedzieć co u ciebie, jak się czujesz i czy wszystko w porządku. To nie jest ciekawość. Martwię się. Nie chcę, żeby kiedykolwiek było u ciebie coś nie tak. Chcę abyś był szczęśliwy, to jest dla mnie najważniejsze. Wiem, że to głupie, bo ja dla ciebie nic nie znaczę, ale ty dla mnie tak. I to już od początku naszej znajomości. Mimo tego, że wiele razy mnie skrzywdziłeś, wciąż jesteś dla mnie cholernie ważny. I jeśli jest źle, chcę ci pomóc, bo po to tutaj jestem. I pamiętaj, że nawet gdy między nami będzie najgorzej, ja wciąż dla ciebie tutaj będę i wesprę kiedy będziesz tego potrzebował. Mam nadzieję, że mnie nie zapomnisz.
          I odeszłam, zostawiając za sobą oniemiałego Ashtona. Nie pobiegł za mną, nie krzyknął, że mnie kocha, nie uronił łzy - nie zrobił nic. Stał tylko bez ruchu, nie dając żadnych oznak życia i dowodu na to, że w jego piersi jest jednak serce, co prawda zimne i niewzruszone, ale ono bije, mimo to, że nie dla mnie.
          Moje natomiast bije wyłącznie dla niego.



Cześć, aniołki ♥ Kolejny, piętnasty już rozdział za nami. Dotrzymałam obietnicy i macie swoją Ashline. Coś mi się wydaję, że teraz będzie jej o wiele więcej niż kiedykolwiek. Muszę coś wymyślić, żeby David to spieprzył ^^ O wiele bardziej zasługuje na taką dziewczynę, jak Caroline, co myślicie? Muszę przyznać, że sama byłam ciekawa, jak to spotkanie się potoczy i co tym razem wpadnie mi do głowy xD Poproszę o komcie z opinią lub Waszym pomysłem na Ashline na najbliższe rozdziały ;* Pewnie do wtorku się nie zobaczymy, dlatego chciałabym życzyć wszystkim gimnazjalistom powodzenia na egzaminie, który już lada chwila ♥ To dla Was wielki dzień, ale nie stresujcie się zbytnio, bo to spieprzycie ^^ Na pewno wszystko umiecie. Przecież nie na darmo poświęciliście trzy najlepsze lata Waszego życia tej szkole, nie na darmo chodziliście do niej codziennie i słuchaliście wykładów nauczycieli, które Wam się w życiu nie przydadzą, bo chcecie robić coś zupełnie innego, mam rację? ^^ Kocham Was najmocniej na świecie i czekam na Wasze komentarze, bo one cholernie motywują do działania ♥ Do następnego, xoxo.

9 komentarzy:

  1. Rozdział boski. Chciałabym żeby teraz dać trochę więcej jego perspektywy. No a co do nich razem to nie wiem. Już niecierpliwie czekam na kolejny. /aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuję się pod anonimkiem. Też chciałabym zobaczyć to z perspektywy Ashtona.
    A co do rozdziału...Zasmuciła mnie ich rozmowa, ale bardziej bym Ci nie wybaczyła, gdyby Lin od razu mu wybaczyła. Mam nadzieję jednak, że jakoś Ashton pokaże, że mu zależy, a nie rzuca tylko pustymi słowami <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już od początku miałam zamiar napisać kolejny rozdział z perspektywy Ashtona c: Czułam, że za nim tęsknicie c;
      xoxo.

      Usuń
  3. Kocham to i mam nadzieję , że minie trochę czasu zanim będą razem.

    OdpowiedzUsuń
  4. AAAAAA Ashton ♥♥♥♥ Jejuu <3 Oni sie w koncu spotkali ♡♡ Oni maja byc razem !!! XD David mnie wkurza :l
    Rozdzial jest przeeeecuuuuudooooowny ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ Pisz kolejny <33 Jejuuu kocham cie i to opowiadanie :*:*:* ♡♡ Jestes niesamowita :') <3
    !NEEEXT!
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialne...
    Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. W końcu się spotkali!!!
    Szkoda że musiał być takim frajerem żeby zrozumieć ile ona dla niego znaczy ważne że w ogóle ;)
    Pozdrawiam i do następnego /Ala

    OdpowiedzUsuń
  7. :D blog fantastyczny, już się nie mogę doczekać następnego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zrób mi prezent przed maturą i dodaj rozdział <3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za komentarz! To wiele dla mnie znaczy ♥