31.12.2014

8. ~ "Serce chce, czego chce"


"Zachowaj swoje rady dla siebie, bo nie będę słuchać,
możesz mieć rację, ale nie obchodzi mnie to.
Jest milion powodów, dla których powinnam z ciebie zrezygnować,
Jednak serce chce, czego chce."

Rozdział dedykowany Faith.
Słoneczko, przeczytaj notkę pod rozdziałem ❤


          Obudziłam się z krzykiem na ustach. 
          Moje ciało było wilgotne, paznokcie wbite w materac. 
          Zamknęłam oczy, dłońmi powoli przecierając opuchniętą twarz. 
          Bezskutecznie usiłowałam uspokoić oddech, ręce miałam spocone i chłodne, a mięśnie spięte. 
          W sypialni panowała absolutna cisza.
          Doskonale słyszałam przyspieszone bicie mojego serca.
          Jak widać, Ashton nie opuszcza mnie nawet w snach.
          Przełknęłam ślinę, powoli spuszczając nogi na chłodną podłogę. Oparłam się o ścianę i głośno nabierałam powietrza. Przenikliwe zimno oplotło moje ciało. Powoli przemierzyłam sypialnię, okrywając ramiona pudrowym, aksamitnym szlafrokiem.
          Świadomość, że dzisiaj jest ostatni dzień tego potwornego roku, który z pewnością nie był moim najlepszym i udanym okresem życia, powoduje cień uśmiechu na moich ustach. Choć 2014 nauczył mnie bardzo wiele i tak naprawdę powinna być mu niesamowicie wdzięczna. Będę o jeden rok mądrzejsza i na pewno nie popełnię już niektórych błędów.
          Dzisiaj jest również "Impreza Sylwestrowa", na którą zaprosił mnie Ashton. Nareszcie spędzę czas w gronie jego znajomych i poznam ich. 
          Doszłam powoli do kuchni. Wyjęłam z lodówki mleko, a z szafki ukochane płatki kukurydziane z kawałkami czekolady i suszonych truskawek. Zjadłam śniadanie i znów weszłam po schodach na górę. Sprawdziłam telefon i zobaczyłam, że mam jedno powiadomienie z Facebooka. Dotknęłam ikonki, przez co włączył się portal. 
          Ashton dodał zdjęcie.
          Nasze zdjęcie.
          Z podpisem: "Nasza miłość jest wezwarunkowa".
          Rozszerzyłam swoje oczy do granic możliwości.
          Uszczypnęłam się w ramię - tak na wszelki wypadek, by sprawdzić czy w dalszym ciągu śnię. 
          Nie, jednak nie. 
          Jestem w rzeczywistości. 
          Rzeczywistości, w której Ashton - facet, który cholernie mi się podoba dodaje wspólne zdjęcie ze mną na jeden z publicznych portali społecznościowych. I to jeszcze z takim podpisem. 
          Spojrzałam jeszcze raz. 
          Sto siedemdziesiąt osiem polubień i sześćdziesiąt dwa komentarze. Aż tylu ludzi już wie, że kocham się w Ashtonie? Kliknęłam na lajki, by dowiedzieć się kto ma już ze mnie ubaw. Nikogo nie znałam, nawet o nich nie słyszałam, prócz... David Obien?! Teraz przynajmniej wiem, że mogę go zabić przy najbliższej okazji.
          W tym momencie zalały mnie zaproszenia do grona znajomych od osób, które wcześniej zdążyły skomentować, a jeżeli nawet nie to chociaż polubić zdjęcie Martineza.


          Ostatni raz przejrzałam się w lustrze i poprawiałam fryzurę, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Podbiegłam, a raczej pofrunęłam, by je otworzyć. Za progiem oczywiście stał mój towarzysz na ostatnią noc minionego roku. Uśmiechnęłam się szeroko, a w zamian otrzymałam jeszcze szerszy uśmiech.
          - Cześć, księżniczko. - powiedział i pocałował mnie w czoło, co było strasznie słodkie z jego strony.
          - Od teraz będziesz tak do mnie mówił? - zapytałam, starając ukryć się tę wielką nadzieje w moim głosie.
          - No przecież jesteś moją księżniczką. - oznajmił lekko zachrypniętym, seksowym głosem i mrugnął do mnie. - Chodź, bo się spóźnimy.
          Wyszłam z domu, chwytając jeszcze moją kurtkę i torebkę. Zamknęłam drzwi na klucz i upewniłam się, czy są prawidłowo zabezpieczone przez złodziejami. Odwróciłam się do szatyna, który od razu znalazł moją rękę i splótł nasze palce.
          Spojrzałam na nasze złączone dłonie.
          Wyglądały pięknie. Każdy najmniejszy milimetr skóry pasował do siebie idealnie, przez co perfekcyjnie się komponowały. Przez moment miałam nawet wrażenie, że są dla siebie stworzone.
          - Coś nie tak? - zapytał, wybudzając mnie z transu zachwytu i marzeń, by tak już pozostało do mojego ostatniego oddechu. Pokiwałam przecząco głową i uśmiechnęłam się kącikiem ust. Ashton najwyraźniej nie kupił mojej odpowiedzi. Zmarszczył brwi, ale nie odezwał się. Widocznie nie chciał mojego zdenerwowania, więc postanowił nie ciągnąć dalej tematu. Podeszliśmy do jego czarnego mercedesa. Jak na dżentelmena przystało, Martinez otworzył mi drzwi od strony pasażera i podał rękę, pomagając mi wsiąść. Mruknęłam ciche "dziękuje", starając się uspokoić skaczące i tańczące wesoło serce.
          Na miejsce dotarliśmy po upływie kilkunastu minut. Mimo, że Nowy Jork jest jednym z największych miast świata odbyło się bez korków. Spojrzałam w kierunku domu, w którym będę bawić się tego wieczora. Był ogromy i bogaty. W wielkim ogródku mieścił się basen, a willa liczyła kilka pięter. Szyby zasłaniały pojedyncze ściany, co tylko dodawało mieszkaniu uroku. Westchnęłam z podziwu i nagle naszedł mnie niespodziewany strach.
          Co jeśli Ashton naje się przeze mnie wstydu? Co jeśli nie spełnię oczekiwań jego znajomych?
          I jeśli istnieje możliwość czytania ludziom w myślach, to właśnie chłopak siedzący obok mnie taką posiada. Wyczuł moją niepewność, natychmiastowo położył rękę na moim kolanie i popatrzył głęboko w oczy.
          - Wszystko będzie dobrze. Nigdy nie widziałem piękniejszej, inteligentniejszej i bardziej upartej dziewczyny niż ty. - odezwał się nagle.
          - No wiesz? Dzięki. - powiedziałam i wbiłam wzrok w przednią szybę.
          - Kochanie... W dobrym tego słowa znaczeniu. - zaśmiał się, po czym wyszedł z samochodu i otworzył mi drzwi. - Pani pozwoli... - podał mi rękę, ale ja - bez zbędnych przedstawień - sama wygramoliłam się z eleganckiego merca (uważając, żeby nie podwinęła mi się sukienka i żeby Ashton nie zaznał zbędnych atrakcji) i stanęłam obok niego.
          - Dzięki, ale sama potrafię wysiąść z auta. - rzuciłam i zaczęłam iść przed siebie.
          Oczywiście, nie byłam zła na szatyna. Wiedziałam, że mówi prawdę i tylko mi tym schlebiał. Chciałam, żeby odrobinkę się o mnie postarał.
          Usłyszałam za sobą szybkie kroki i poczułam, jak ktoś ciągnie mnie za ramię. Spodziewałam się przeprosin z jego strony, ale chłopak nawet się na to nie silił. Od razu zaatakował moje wargi, brutalnie namiętnie je całując. I jeśli mówiłam wcześniej, że do siebie pasujemy, to odwołuję to. Wy jesteśmy ze sobą synchronizowani! Nasze usta poruszały się równomiernie, a pocałunek wyrażał wszystkie emocje, jakie nami targały od pierwszego naszego spotkania. 
          - Nie pozwolę, żebyś szła sama na tą imprezę. - wydyszał, kiedy się od siebie oderwaliśmy. - Jeszcze ktoś będzie próbował mi cię wyrwać. - oznajmił, przez co głośno parsknęłam śmiechem.
          Ale Ashton mówił śmiertelnie poważnie. Ani na moment na jego twarzy nie zagościł uśmiech rozbawienia.
          Odchrząknęłam niezręcznie i spojrzałam w jego oczy.
          - Chyba nie będziesz mnie pilnował...?


          - Chodź, przedstawię cię. - powiedział i pociągnął mnie za rękę w stronę grupki nastolatków, siedzących nad brzegiem basenu. Wzięłam głęboki oddech, starając się rozluźnić i wyglądać naturalnie. Na moją twarz wpełzł może odrobinę nieśmiały, ale z pewnością szczery i serdeczny uśmiech. Byłam otwarta na nowe znajomości.
          Kiedy znaleźliśmy się w odpowiedniej odległości, Ashton zabrał głos.
          - Lin, to jest Megan, Matt, Susan, Lucy i Simon. Moi przyjaciele. - zaczął przedstawiać osoby, od lewej strony. - A to jest Caroline. Emm... Moja...
          - Dziewczyna. - dokończył za niego, jak mniemam, Matt. - Swoją drogą, bardzo seksowna dziewczyna... - mruknął i zaczął skanować moje ciało od góry do dołu, a ja miałam wrażenie, że ma w nich jakiś laser, może nawet z rentgenem. Poczułam się trochę nieśmiało i tym momencie pożałowałam, że wybrałam tak krótką sukienkę, ale za nic nie chciałam spuścić wzroku, ani tym bardziej czerwienić się. Z odwagą i niezwykłą wytrwałością wytrzymałam wygłodniałe spojrzenie nie tylko Matta, ale także Simona. Dziewczyny natomiast wybuchnęły niekontrolowanym śmiechem, tylko Megan siedziała cicho patrząc ze smutkiem w stronę Matta. Wiadomo chyba dlaczego. 
          - Spróbuj ją tylko, kurwa, tknąć, a będziesz wąchał kwiaty od spodu. - syknął, akcentując przy tym każde słowo. 
          Czy ktoś tutaj nie poczuł się zazdrosny?
          - Wyluzuj, stary. - tym razem odezwał się Simon, chcąc trochę rozładować napięcie.
          - Ciebie też to się tyczy! - podniósł głos, przez co chichoty umilkły.
          Nie chciałam, żeby przeze mnie zepsuły się relacje między Ashtonem, a jego najlepszymi przyjaciółmi. Jednak, wiedziałam, że jeśli nie przejmę inicjatywy to może być ostatnia noc nowego roku Matta i Simona.
          Połknęłam boleśnie ślinę.
          - Ashton, daj spokój... - powiedziałam, przez co wszyscy przenieśli wzrok na mnie. - Przecież twoi koledzy tylko żartowali, prawda? - zapytałam i popatrzyłam na chłopaków znaczącym wzrokiem.
          - Oczywiście, że prawda. Nigdy w życiu nie tknęlibyśmy twojej wybranki. - zapewnił Matt, a ja posłałam mu wdzięczne spojrzenie, co on odwzajemnił.
          Później ogarnęła nas już tylko cisza. Mimo, że doskonale słyszeliśmy muzykę i przytłumione rozmowy innych zaproszonych na przyjęcie gości, to i tak nam nic w tej chwili nie pomagało. Atmosfera była między nami gęsta, a ja miałam wrażenie, że za parę chwil Martinez rzuci się na towarzyszy i pobije ich dotkliwie. W duchu modliłam się, żeby ktoś się roześmiał. Jednak nic takiego nie nastąpiło.
          - Pójdę po piwo. - mruknął po kilku minutach (lecz ja miałam wrażenie, że wręcz długich godzinach) szatyn i oddalił się, chwilę po tym jak posłał mi ostatnie spojrzenie.
          Westchnęłam głośno i opadłam na kafelki basenowe, tuż obok ślicznej brunetki... Megan.
          - Dzięki Bogu... - mruknęłam do siebie, jednak na tyle głośno, żeby dziewczyna usłyszała.
          - Aż dziwne, że z nim jesteś. - szepnęła do mnie.
          - Ale... Dlaczego? 
          - Jesteś miła, mądra i bardzo ładna, więc co robisz z takim dupkiem, który tylko potrafi ranić? - zapytała. - Nie jest ciebie wart.
          - Wiesz... Serce chce, czego chce. - powiedziałam cicho i wbiłam wzrok w taflę błękitnej wody. 
          Tak naprawdę, Megan modlę się, żeby wyjść z tego cało.
          Musiałam naprawdę mocno ugryźć się w język, żeby jej nic nie powiedzieć. Nie mogę tak ryzykować. Może wyśmiałaby mnie albo gorzej - powiedziałaby wszystko Ashtonowi.
          - Na serio jesteście parą? - zapytała w taki sposób, jakby byłoby to co najmniej niedozwolone lub zakazane. Popatrzyłam na nią i zmarszczyłam brwi. Bo co miałam powiedzieć? Nie, Megan. Jestem laską do pieprzenia i bicia? Nie, to nie wchodzi w grę.
          - To skomplikowane. - mruknęłam, przez co otrzymałam wyrozumiałe spojrzenie dziewczyny. Może właśnie przeżywała to samo z Mattem? Nie wiem. Całkiem możliwe, ale na pewno nie będę się jej o to pytać.
          Nie wiedząc co mam powiedzieć, odruchowo powędrowałam wzrokiem za miejscem, w którym znikł mój 'chłopak'. Przymrużyłam lekko oczy i to, co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Ashton stał kawałek dalej od nas z butelką w ręku i lizał się z jakąś blond suką o dużym tyłku. Widok, jaki mi zafundowała, robiąc te maślane oczy, obmacując go po ramionach i wkładając mu dłonie pod koszulę, sprawił, że zachciało mi się zwymiotować prosto w kapelusz Simona. 
          Mimo to zabolało.
          Prędko wstałam z podłogi i zaczęłam biec w stronę domu, ignorując wołania i pytania pozostałych. Chciałam zostać sama. Sama z moim krwawiącym sercem. 
          Ugh... Nienawidzę tego. Nienawidzę tego wielkiego wewnętrznego bólu, który z każdą następną sekundą narasta coraz bardziej i rozrywa cię od środka, a ty nie możesz nic z tym zrobić. Jesteś bezsilna. A najgorsze i zarazem najśmieszniejsze jest to, że sama się na to godzę, łudząc siebie, że tym razem może będzie inaczej.
          Wbiegłam do jakiegoś przedpokoju, usiadłam w kącie na panelach i zaczęłam płakać, dziękując w duchu Bogu, że nikt nie musi mnie tutaj oglądać i przypatrywać się, jak bardzo słaba jestem.
          I co ja sobie myślałam? Że Ashton mnie pokocha, weźmiemy ślub i będziemy mieli gromadkę dzieci? Że będziemy żyć długo i szczęśliwie? Życie to nie piękna bajka, trwająca bez końca, a ja nareszcie powinnam się tego nauczyć i przestać ryczeć, użalając się nad sobą. Jestem żałosna.
          Zgięłam nogi w kolanach, przyciągając je do klatki piersiowej i ciasno opatulając ramionami.
          Naiwna. Głupia. Idiotka.
          Nagle poczułam, jak ktoś siada obok mnie i obejmuje ramieniem. Zebrałam sobie na tyle odwagi, by przechylić głowę i zobaczyć dla kogo jeszcze coś znaczę. 
          To była Megan.
          Uśmiechała się do mnie pocieszająco, a w jej oczach mogłam dostrzec współczucie i troskę.
          Zabawne, że poznanej pięć minut temu dziewczynie zależy na mnie bardziej, niż chłopakowi, którego znam od dwóch lat i któremu wiele razy pomogłam.
          - To Camille. - wyjaśniła brunetka. - Nie martw się. Jesteś dużo bardziej atrakcyjna iż ona. - zapewniła i pogłaskał mnie po włosach. - A na świecie jest ponad milion przystojnych facetów. Na przykład tutaj... Myślę, że jakiś się dla ciebie znajdzie. - puściła do mnie oczko. 
          Chyba ją polubię...
          - Podać pani coś? - przerwał nam swoim pytaniem kelner, zwracając się do mnie, przyjaźnie się uśmiechając i patrząc zachęcająco.
          Tak, chcę drin­ka. Chcę pięćdziesiąt drinków. Chcę bu­telkę naj­czys­tsze­go, naj­mocniej­sze­go, naj­bar­dziej niszczy­ciel­skiego naj­bar­dziej trujące­go al­ko­holu na Ziemi.Chcę pięćdziesiąt bu­telek. Chcę crac­ku, brud­ne­go i żółte­go i wy­pełnione­go for­malde­hydem. Chcę kopę me­tam­fy w proszku, pięćset kwasów, wo­rek grzybków, tubę kle­ju większą od ciężarówki, ba­sen benzyn tak duży, żeby się w nim uto­pić. Chcę cze­goś wszys­tkiego cze­gokol­wiek jak­kolwiek ile tyl­ko się da by zapomnieć.
          - Poproszę drinka. - powiedziałam tylko.


          Dwie godziny po północy byłam kompletnie pijana i ledwo co kontaktowałam.
          No ładnie zaczyna się nowy rok...
          Susan podskoczyła na kanapie i popatrzyła na mnie z dziwnym błyskiem w oku. Wiedziałam, że wpadła na pomysł, który mi się nie spodoba. Na pewno nie wtedy, kiedy wytrzeźwieje.
          - Wiecie, w jaką grę nigdy jeszcze nie grałam? - zapytała wszystkich. - Nigdy nie grałam w butelkę!
          Mina Lucy wyrażała skrajny sceptycyzm.
          - Nie wierzę. TY nigdy nie grałaś w butelkę? Serio?
          Susan puściła do mnie oko i wzruszyła ramionami.
          - Cóż mogę powiedzieć? Miałam trochę spóźniony zapłon. Nim te dwie śliczne panienki - wskazała na swoje piersi - postanowiły wreszcie podrosnąć, ludzie przestali potrzebować pretekstu, a by poznać się bliżej.
          - A teraz potrzebujemy pretekstu? - brwi Jamesa dotknęły linii włosów.
          Susan zsunęła się z sofy, usiadła ze skrzyżowanymi nogami i sięgnęła po stojącą na niskim stoliku butelkę wody.
          - James, przynudzasz. - oznajmiła. - Pewnie, że potrzebujemy pretekstu, ale sama gra jest fajna... - przeciągnęła ostatnią sylabę. Nie wiem, czy ze względu na to, że była zalana w trupa, jak my wszyscy, czy chciała bardziej przekonać nas do jej pomysłu.
          Chwyciła mnie za ramię i pociągnęła. Po raz drugi tej nocy znalazłam się na ziemi w jakiejś zupełnie idiotycznej pozycji i po raz kolejny zaczęłam histerycznie rżeć.
          - Widzisz? - Susan wskazała na mnie, jakbym była eksponatem w muzeum. - Caro już się świetnie bawi. Meg, dawaj tę wódkę! Podgrzejemy trochę atmosferę! To ma być gra dla dorosłych! Żadnego cmokania się w policzki i buzi, buzi. Jesteśmy w takim wieku, że możemy używać języków!
          - Przysięgam, jestem większym perwersem niż większość znanych mi facetów. - powiedziała z niedowierzaniem Lucy.
          - Dzięki za uznanie! No dobra, nie będę taka. Dopuszczam cmokanie, ale kto cmoka pije karniaka. Jasne?
          Większości facetów wyraźnie ulżyło, tylko Philip sprawiał wrażenie zawiedzionego.
          Megan posłała mi porozumiewawczy uśmiech. Tak, naprawdę musiałam przestać myśleć o Ashtonie. Oderwać się. Wyluzować. Porobić coś innego. Na przykład...
          - Cześć. - powiedział ktoś i poczułam, jak układa rękę na moich plecach. Spojrzałam w stronę właściciela głosu i zobaczyłam osobę, którą miałam zabić.
          - Hej. - przywitałam się, a humor poprawił mi się o co najmniej sześćdziesiąt procent. - Co tutaj robisz? Kiedy wróciłeś od rodziców? - zapytałam i przysunęłam się bliżej Davida.
          - Dzisiaj rano. - oznajmił. - Moja siostra jest organizatorką imprezy i niegrzecznie byłoby odrzucić zaproszenie. - uśmiechnął się. - A ty?
          - Nim się zorientowałam, mój towarzysz, który mnie tutaj zaprosił, zniknął i nie zdziwiłabym się za bardzo, gdyby teraz nie pieprzył się po kątach z jakąś dziwką. - powiedziałam beznamiętnie, dzięki czemu otrzymałam współczujący wzrok chłopaka. Wzruszyłam ramionami i skupiłam się na grze.
          Wyciągnęłam rękę i jako pierwsza zakręciłam butelką.
          Padło na Philipa. Nie dałam mu najmniejszej szansy na wybranie karniaka. Pochyliłam się do przodu, chwyciłam go za kołnierz i przyciągnęłam do siebie. Nie był to mistrzowski pocałunek, ale w końcu obydwoje byliśmy pijani. Lizałam się z nim przez kilka długich sekund, a potem go odepchnęłam i wróciłam na swoje miejsce.
          Philip zagwizdał.
          - O rany, dziewczyno, gdybym nie był w stu dziesięciu procentach gejem...
          Odrzuciłam głowę do tyłu i wybuchnęłam śmiechem. Potrzebowałam tego.
          Kolejną ofiarą został Alex, który pośpiesznie chwycił butelkę wódki, jakby chciałby się nią osłonić.
          - Bez obrazy, Philip, ale nie jesteś w moim typie. - powiedział, wziął długi łyk i złożył na ustach kolegi najszybszy pocałunek w historii.
          Och... To było rozczulające. Westchnęliśmy unisono, jak banda gimnazjalistów.
          W trakcie kolejnych kilku minut naoglądałam się tylu ściskających się, liżących i całujących znajomych, że starczyło mi do końca życia. Nieważne, kto z kim się lubił, a kto kogo nie cierpiał, wszystko to poszło w zapomnienie. Naszym władcą stała się pełna do połowy butelka niegazowanej wody.
          Padło na mnie, gdy kręciła jedna z dziewczyn. Kiedy obydwie bez słowa wybrałyśmy karniaka, faceci zaczęli buczeć. Biedni, dostali tylko lekkie cmoknięcie na pocieszenie. Roześmiałam się i puściłam butelkę w ruch i tym razem wylosowałam Davida.
          David, który wyglądał jak David, to znaczy przystojny i sympatyczny chłopak z sąsiedztwa posłał mi krzywy uśmiech. Wzruszyłam ramionami i podpełzałam bliżej niego. Klękając, oparłam ręce na jego barkach i pochyliłam się. Pocałunek, jak pocałunek...
          Tylko, że wcale takim nie był. Przez moment było niezobowiązująco, a potem jedną dłonią David chwycił mój kark, drugą objął mnie w talii. Poczułam jego język penetrujący moje usta. Chłopak całował mnie gorączkowo, desperacko - zupełnie jakby jutro zapowiedziano koniec świata, a to była ostatnia szansa na chwilę radości przed apokalipsą. Był na tyle stanowczy, żeby przebiegły mnie dreszcze i na tyle delikatny, bym poczuła się jak pogańska bogini, którą należy czcić. Na moment zapomniałam gdzie i z kim jestem, i pozwoliłam się ponieść fali przyjemności.
          A potem ktoś zaczął gwizdać i świat powrócił. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Davida, mojego najlepszego przyjaciela, który całował mnie tak, jakby wcale nie chciał już był moim najlepszym przyjacielem. Coś było bardzo, bardzo, bardzo nie w porządku.
          Ignorując liczne komentarze i podgwizdywania wróciłam na swoje miejsce. Czułam, że właśnie stało się coś niedobrego. Byłam oszołomiona, zagubiona, nieszczęśliwa i nie chciałam się już bawić. Czułam na sobie spojrzenie Davida i Megan, ale nie unosiłam wzroku. Usiłowałam pozbierać się, wytłumaczyć sobie wszystko, ogarnąć.
          Okej, wszyscy byliśmy zalani w cztery dupy, więc pocałunek Davida tak naprawdę nic nie znaczył. Mnie odwaliło z powodu Ashtona. To z nim chciałam się całować, nie z Davidem. Tak jakoś wyszło. Nie ma się czym martwić.
          Jesteśmy przyjaciółmi. Zawsze będziemy przyjaciółmi.
          Jeszcze przez kilka minut siedziałam i patrzyłam, jak inni grają, aż w końcu nie mogłam dłużej ignorować zawrotów głowy. Pokój kręcił się wokół mnie i było mi trochę niedobrze. Przeprosiłam wszystkich i powiedziałam, że źle się czuję i lepiej będzie, jak wrócę już do domu. Z racji tego, że nikt nie był w stanie mnie odwieźć, Simon zamówił dla mnie taksówkę.
          Czekałam przez kilka minut na dworze na żółty samochód, aż w końcu nadjechał. Potem wreszcie przestałam się uśmiechać.
          Rano wszystko będzie lepiej.




Witam, skarbieńki :* Rozdział sylwestrowy miał być rekompensatą za beznadziejny chapter świąteczny, a tutaj proszę - okazał się jeszcze gorszy. Bardzo, bardzo, bardzo Was przepraszam, ale jakoś wena mnie ostatnio opuściła... I chyba wiem nawet dlaczego. Posłuchajcie. Ostatni rozdział miał ponad 130 wyświetleń, a komentarzy? Dwa, jedyne dwa komentarze. I z tego miejsca, tutaj, chciałabym podziękować Paulinie, ale przede wszystkim Faith. Weszłaś na mojego bloga, chociaż wcale nie musiałaś tego robić. Mimo, że nawet do pięt Ci nie dorastam to cieszę się, że tutaj wpadłaś. Nawet nie wiesz, jak bardzo ucieszyłam się, kiedy przeczytałam Twój komentarz. Poczułam się potrzebna i wiedziałam, że to, co tutaj robię ma jeszcze dla kogoś jakieś znaczenie, więc warto prowadzić tego bloga. Chociażby tylko dla Ciebie....To nie jest tak, że ja chcę, żebyście pisali mi jaki to rozdział nie jest zajebisty itd... Przydałyby mi się słowa uzasadnionej krytyki i zależy mi na niej. Nad każdym rozdziałem spędzam po kilka godzin dziennie, w każdy wkładam jak najwięcej serca i boli mnie, kiedy nie wiem, czy Was zadowoliłam, czy też nie. A ja chcę po prostu znać Wasze zdanie... Jak już kiedyś pisałam, nie oczekuje od Was wypracowania na 500 słów. Wystarczy jedno króciutkie zdanie. Pewnie już dość zdenerwowałam Was użalaniem się nad sobą, dlatego przejdę do życzeń. Życzę Wam, aby następny rok był dla Was szczęśliwy i żebyście mogli zaliczyć go do udanych. Żeby uśmiech pozostanie Wam na 12 miesięcy, a nie tylko w Sylwestrową noc. Żeby każdy kolejny dzień nowego roku niósł ze sobą wiarę, nadzieję, miłość i zadowolenie. Życzę Wam, żeby w następnym roku każdy z Was spełnił choć jedno z swoich największych marzeń. Aby imponująco piękne fajerwerki nie zrobiły Wam krzywdy, a jedynie dały powody do zachwytu. Aby w kolejnym roku los oszczędził Wam wielu zmartwień, trosk i kłopotów. Ale przede wszystkim życzę Wam, żeby liczba 2015 była dla Was szczęśliwa.

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!

6 komentarzy:

  1. Przeprasza, ze nie rozpisuje sie w komentarzach i wgl, ale ja nie umiem pisac o swoich uczuciach. Dla ciebie postaram się to zmienić! Masz naprawde wspaniały talent do pisania, naprawde. Zazdroszczę Ci tego! Wcale on nie jest złym rozdziałem. Naprawde mi się spodobał. W myślach wymyśliłam sobie, że napiszesz jak super i razem spędzili sylwa, a tu proszę! Serio sie tego nie spodziewałam i po tym rozdziale jeszcze bardziej GO nie lubię. Jakby on żył w realu to bym go znalazła i powiesiła za jaja :D hahaha. Nie przejmuj się brakiem komentarzy, bo Ci co nie komentują, to nie zasługują na czytanie twojego ZAJEBISTEGO bloga! <3
    PS Szczęśliwego nowego roku kochana, żeby byl lepszy od wcześniejszego, spełnienia swoich postanowień, znalezienie zajebistego chłopaka, wartego Ciebie i DUŻO DUŻO DUŻO WENY!! <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  2. SWIETNE DAWAJ NEXT!
    ZYCZE DUZO WENY.

    OdpowiedzUsuń
  3. *.* kiedy nastepny? <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj.
    W wyniku różnych spraw, jestem zmuszona odejść z Ostrza Krytyki i jeśli chcesz, inna oceniająca chętnie podejmie się oceny za mnie. Po więcej szczegółów zapraszam na OK.
    Pozdrawiam, Melodia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestes niesamowita <3 Twoj sposob pisania jest nwm jak to ujac "dojrzaly"?". Piszac nie powtarzasz sie oraz widac ze bloga nie prowadzi 13 latka :) Fabula ma sens i wciaga jak cholera :D
    3mam kciuki zebys sie wybila na tym i rob dalej to co kochasz.
    Czekam na nastepny rozdzial z nadzieja, ze bedzie dluuuugi ^^
    #Wiki

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za komentarz! To wiele dla mnie znaczy ♥