10.12.2014

6. ~ Niech nasza bajka trwa...


"Zrób co się da, co tylko się da,
Niech nasza bajka trwa,
Chcę jak księżniczka z księciem mknąć po niebie.
Przez brzegi mórz, gór, ulic i rzek 
Gdy inni mówią "nie", 
Będziemy biec do siebie."



          - Coś jednak nigdy nie umiera. Wiesz co? Miłość. Krzyczy, ociera się, zmienia, wzrasta i słabnie. Wydziera ci serce, krwawisz tak, że topisz się we własnej krwi, a później ona wraca po więcej. Ale nigdy nie znika. Nie mija z czasem, nie odchodzi i na pewno nie opuści cię tylko dlatego, że ktoś cię zranił tak bardzo, że masz wrażenie, iż tego nie przeżyjesz. Miłość, ta prawdziwa miłość, będzie cię nękać do śmierci. I boli... Boże, jak ona bardzo boli. - żaliłam się Davidowi, wciąż wycierając jego krwawiącą, rozciętą wargę.
          Kto to jest David? Szczerze mówiąc, sama poznałam go kilkanaście minut temu, kiedy wparował tutaj, pobił się z Ashtonem i wyrzucił go za drzwi. Po wszystkim przedstawił się grzecznie i powiedział, że od dzisiaj będziemy sąsiadami. Kto wie...? Może znajdę w nim prawdziwego przyjaciela?
          - Caro, ale ty chyba nie zamierzasz zrobić czegoś głupiego, prawda? - spytał poważnym tonem i spojrzał w moje oczy.
          - Czasami są takie dni, że nadgarstki same proszą się o poderżnięcie. - szepnęłam i odłożyłam gazik. David spojrzał na mnie tak morderczym wzrokiem, przez co myśli samobójcze nie będą przychodzić mi do głowy chyba przez następny rok.
          - Wiesz, czasami warto żyć choć dla tej intymności. - mruknął, spuszczając spojrzenie, jakby się czegoś zawstydził.
          - Na czym ta intymność polega? - zapytałam zaciekawiona i usiadłam obok niego, podciągając kolana pod brodę.
          - Na tym, że dopuszczasz drugiego człowieka do najtrudniejszych w tobie rzeczy. Nie wstydzisz się być przy nim, kiedy nie jesteś w formie. Kiedy jesteś “nago psychicznie”. Kiedy jesteś gorszą wersją samego siebie, której się nikomu nie pokazuje. I masz kogoś, komu nie boisz się tego pokazać. Wiesz, że ta osoba tego nie obśmieje, nie wyszydzi, nie użyje przeciwko tobie. Jest w stanie być obok.
          - To rzeczywiście piękne... - westchnęłam - Ale kiedy nie ma się takiej osoby, życie zupełnie nie ma sensu. - stwierdziłam. -A ty? Masz kogoś? 
          - Niestety nie. Już od dłuższego czasu. No, ale kto wie... Ty jesteś sama i ja jestem sam, więc los się może w końcu do mnie uśmiechnie i... - powiedział, przez co moje policzki od razu przybrały kolor lekkiego różu. 
          Wprawdzie David był przystojny, nawet bardzo, a inteligencji, empatii i szacunku do kobiet mu nie brakowało. Taki mężczyzna to prawdziwy skarb dla każdej dziewczyny, jednak... Ja chyba jeszcze nawet nie zdążyłam pomyśleć o nim w ten sposób.
          - Wybacz, ale nie mogłem się powstrzymać. - zaśmiał się i puścił do mnie oczko.
          Czy on próbuje mnie poderwać?
          Nie, na pewno nie.
          - Krwawisz. - oznajmiłam, wskazując na czerwoną plamę na jego koszulce. - Zdejmnij to. 
          - Ooo... Nie wiedziałem, że pójdzie nam tak szybko. - zażartował, a ja skomentowałam to uderzeniem łokcia w jego żebro, ale mimo to również się zaśmiałam. 
          Miło jest usłyszeć jakikolwiek komplement od długiego czasu.
          - Ten facet... - odezwał się nagle chłopak, wiedząc chyba, że porusza delikatny temat, bo zaczął mówić bardzo wolno. 
          Odruchowo przygryzłam wargę. Nie chciałam rozmawiać o tej sytuacji. Byłam strasznie na siebie zła, że pozwoliłam szatynowi się tak traktować. Powinnam od razu kopnąć go w kroczę i zadzwonić na komisariat policji. Wiedziałam, że jeszcze jedno wykroczenie i Ashton pójdzie do więzienia. Dlatego tego nie zrobiłam, choć z całą pewnością powinnam.
          - To ktoś szczególny? - zapytał, niby od niechcenia. 
          Kiedy zorientował się, że nie mam zamiaru odpowiedzieć znów się odezwał.
          - Zależy ci na nim, prawda?
          - Może to banalne, co teraz powiem, ale... Chciałabym poznawać każdą porę roku w jego ramionach. - wypaliłam, przez co mentalnie spoliczkowałam się w myślach. 
          Nie miałam zasranego prawa tak mówić.
          - Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że on na ciebie nie zasługuje? 
          - Co z tą koszulką? - bąknęłam, chcąc jak najszybciej zmienić temat.
          - Dobrze, jak nie chcesz to nie mów. Pamiętaj tylko, że zawsze będę obok ciebie i możesz mi zaufać. - powiedział i posłał mi delikatny uśmiech. 
          - Dziękuje... Za wszystko. - szepnęłam cichutko i zdobyłam się na podniesienie jednego kącika ust do góry. Podeszłam bliżej bruneta i wstydliwie objęłam jego szyję. Wyczuł pewnie moją nieśmiałość, bo położył dłonie na moich biodrach, przyciągnął bliżej siebie i przytulił o wiele mocniej. Zaciągnęłam się jego cudownym zapachem, który składał się z nieziemskich, męskich perfum i mięty. Kiedy po kilku minutach chciałam się od niego oderwać, mruknął z niezadowolenia, przez co zaśmiałam się melodyjnie.
          - No już, już. - poklepałam go po plecach i odchyliłam się. - Zostaniesz na śniadanie? - zapytałam i uśmiechnęłam się do niego na zachętę. 
          - A chciałabyś żebym został? - poruszył subiektywnie brwiami, przez co się roześmiałam.
          - No pewnie. - jęknęłam zmęczona śmiechem. - Ale ty je przygotowujesz! - krzyknęłam, wystawiłam mu język i pobiegłam na górę się ubrać. 



          - Nie, oglądamy to! - wrzasnęłam i wyrwałam chłopakowi pilota, przełączając na jakąś komedię romantyczną.
          - Nie, oglądamy mecz! - krzyknął równie głośno, co ja i ukradł mi przyrząd.
          - Weź przestań. Dwudziestu dwóch debili lata za głupią piłką. - mruknęłam niezadowolona, zakładając ręce na piersi.
          - Za taką kasę też byś tam biegała.- zaśmiał się, po czym zaczął mnie łaskotać.
          Gilgotał mnie po całym ciele, ale kiedy zorientował się, że talia jest moim czułym miejscem, zaczął dotykać mnie tam mocniej, wywołując z mojej strony niekontrolowany śmiech. 
          - Prze... Przestań! Dav, zos... Zostaw! - wydusiłam z siebie przez śmiech, próbując się wydostać z jego sideł. 
          W końcu uratował mnie dzwonek do drzwi. Obien łaskawie puścił mnie, żebym mogła otworzyć. 
          - Popraw włosy, bo wyglądasz, jakbyś przed chwilą uprawiała seks. - oznajmił, przyglądając się.
          Zgromiłam go wzrokiem.
          - No co? Przynajmniej jestem szczery. I radzę ci się przyzwyczajać, bo to jedna z moich licznych zalet. - powiedział i wyszczerzył się tak, że już chyba bardziej byłoby niemożliwe.
          Przejrzałam się w lustrze. Moje włosy rzeczywiście były w całkowitym nieładzie. Przygładziłam je, starając się choć trochę doprowadzić do porządku. Moje nieudane próby David skomentował śmiechem. Przewróciłam oczami i przekręciłam zamek w drzwiach, otwierając je.
          - Cześć.
          Mogłam tego lepiej nie robić.
          - Cześć. - rzuciłam oschle.
          W progu moich drzwi stał lekko siny i pobity Ashton. I gdyby nie David siedzący w salonie, zdawałoby mi się, że mam Déjà vu.*
          Ashton spojrzał na moją fryzurę, a potem znów na mnie.
          - Czego chcesz? - warknęłam, a raczej splunęłam, że niesztuką byłoby domyślić się, że za nim nie przepadam. A przecież od nienawiści do miłości mały krok. Cóż za ironia.
         - Wybacz, nie chciałem wam w niczym przerywać. - jego głos również był po brzegi przepełniony jadem i nienawiścią tak bardzo, że miałam ochotę złamać mu nos.
         - W takim razie po co tu przyszedłeś? - usłyszałam Davida i poczułam jak obejmuje mnie w tali, co nie uszło uwadze Martineza. 
          Wydawałoby się, że powietrze między nami było tak gęste, że bez problemu można by było kroić nożem. A gdyby możliwe byłoby zabijać wzrokiem wszyscy tutaj leżelibyśmy martwi. Bez wątpienia pierwszy upadłby David, bo wzrok szatyna chciał go wręcz rozszarpać.
          - Chciałem porozmawiać z Caroline.
          Pojedyncze płatki śniegu padały jemu na głowę, a we mnie uderzyło zimne powietrze.
          - To bardzo mi przykro, ale ona nie chce z tobą rozmawiać. - wysyczał, akcentując słowo "nie".
          W sumie, bardzo ciekawi mnie jaką wymówkę tym razem wymyślił, a poza tym... Każdemu należy się druga szansa, prawda? Wprawdzie Ashton wykorzystał już ich z tysiąc, ale za każdym razem łudzę się, że to już ostatnia.
          - Dav, zostaw nas na chwilę samych. - powiedziałam.
          Martinez poczuł się chyba, jakby wygrał jakąś bitwę. Tryumfalny wyraz twarzy z pogardą spoglądał na chłopaka, który stał obok mnie. 
          - To nie potrwa długo, obiecuję. Aż tylu tematów do rozmów nie mamy.- oznajmiłam zimno i uśmiechnęłam się do Obiena, dzięki czemu mina tego dupka od razu zmarniała.
          Przybiłam sobie w myślach piątkę.
          Lee - jeden, Martinez - zero.
          Kiedy brunet odwzajemnił mój uśmiech, wyszedł i zostawił mnie samą z damskim bokserem. Przez chwilę ogarnęła mnie niepewność i strach. 
          Nie, Caro. Jesteś silna. Nie dawaj jemu tej chorej satysfakcji.
          - Przyszedłeś, żeby mnie znów uderzyć? Jeśli tak...
          - Nie przyszedłem, żeby cię bić! - krzyknął, przez co gwałtownie się odsunęłam.
          - Jakoś wczoraj było inaczej... - zanuciłam, po czym spojrzałam na niego.
          Widocznie alkohol z niego do końca nie wyparował, bo wyglądał, jakby chciał coś roztrzaskać. Jednak po chwili się opanował.
          - Posłuchaj... Wtedy, znaczy wczoraj... Ja byłem pijany i...
          - Naćpany.- dokończyłam za niego beznamiętnie, spoglądając na swoje wymalowane na czarno paznokcie.
          - Przepraszam. Nie wiedziałem co mówię, a co dopiero robię. Nawet do teraz nie pamiętam wszystkiego.
          Och, naprawdę? Nie wiedziałam.
          - Ach szkoda, bo ja wszystko pamiętam doskonale. I gdyby nie David, nie wiadomo czy byś teraz nie zastanawiał się gdzie ukryć moje ciało.
          - Przestań! - krzyknął.
          Obserwowałam w ciszy jak ze zbulwersowania zaciska pięści. Może właśnie powstrzymywał się, żeby mnie nie uderzyć? Zbliżyłam się do niego na odległość paru centymetrów i spojrzałam głęboko w jego oczy.
           - Teraz przynajmniej wiem, co tak naprawdę myślisz. - szepnęłam. - Ale ja chciałam tylko twojego dobra. 
          Ashton przypatrywał mi się przez dłuższą chwilę, po czym przyłożył dłoń do mojego policzka, przez co się wzdrygnęłam
          - Boisz się mnie. - stwierdził. - Boisz się mnie. - powtórzył cicho, jakby do samego siebie. - Nie chcę żebyś się mnie bała. Masz się przy mnie czuć bezpieczna. 
          Chwila... Co on powiedział?
          - Bezpieczna? - szepnęłam z niedowierzaniem. - Bezpieczna?! Czy ty się, kurwa, słyszysz?! Człowieku, przez ciebie ktoś włamał się do mojego domu, przez ciebie jestem cały czas obserwowana i jeszcze mnie pobiłeś! Nawet nie raczysz mi niczego wyjaśnić! Czy to jest według ciebie poczucie bezpieczeństwa? - zapytałam, ale odpowiedziała mi głucha cisza. No tak. Można było się tego spodziewać.
          - Właśnie dlatego chciałem moje uczucia trzymać na dystans, ale nie potrafię. Nasza bajka powinna trwać, bo ja... Nie wytrzymam bez ciebie.
          - Przykro mi, ale będziesz się musiał nauczyć. - oznajmiłam i trzasnęłam drzwiami.



*Déjà vu (czyt. deżawi) - odczucie, że przeżywana obecnie sytuacja wydarzyła się już kiedyś, w jakiejś nieokreślonej przeszłości, połączone z pewnością, że to niemożliwe.

Heii, słoneczka :* Takim oto sposobem szósteczka już za nami. Komentowanie tego badziewia pozostawiam Wam ^^I mam dla Was propozycje. Czy chcielibyście, żeby następny rozdział był świąteczny? No wiecie, na temat Świąt Bożego Narodzenia, które zbliżają się wielkimi krokami. Piszcie w komach :* Jeśli tak, dodałabym go w Wigilię albo pierwszy dzień świąt :) Zaktualizowałam zakładki. Wpadać ;3 Do następnego <3 

5 komentarzy:

  1. Wrócę tu jutro, obiecuję, chociaż to i tak nie naprawi tego co zepsułam :* ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham. Serio fajnie piszesz,tak tajemniczo. Pewnie,ze może być rozdział świąteczny. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezus, dziewczyno! Obiecuje osobiscie, ze jesli zakonczysz to opowiadanie to dowiem sie gdzie mieszkasz i pourywam Ci lapska! Opowiadanie jest cudowne. Musze przyznac, ze na poczatku nie bylam do niego przekonana. Mozliwe dlatego, ze jestem przyzwyczajona do "lajtowych" opowiadan z latwym stylem pisania. A Twoj robi wrazenie. Widac, ze jestes oczytana. Dajesz nam w swoich opowiadaniach jakas czastke siebie. Nie potrafie tego nazwac. Ale jednego jestem pewna - wlasnie to mnie urzeklo. Pomysl ze swiatecznym rozdzialem? Jestem za! Tymczasem ide spac. Dziekuje za mozliwosc przeczytania kawalka fajnej lektury. Pozdrawiam i do nastepnego! ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem Ci wdzięczna za ten komentarz ❤
      Jest szczery. Bez zbędnego słodzenia, podlizywania się i włażenia w dupę (oczywiście w przenośni, żeby nie było xD).
      Masz całkowitą rację. Ten blog i opowiadanie są trudne i oczywiście zdaję sobie z tego sprawę, że dla niektórych będzie zbyt ciężki. A po co się z nim męczyć? Nic byście z niego nie wywnioskowali i nie nauczyli się niczego. To nie miałoby sensu.
      W paru zdaniach opisałaś wszystko, czego ja nie potrafię wytłumaczyć. Dziękuje ❤
      Dziękuje również za Twoją szczerość. Już Cię kocham ❤
      Moje rączki? Nie! Czym ja będę jeść?! xD
      Rozdział zaczęłam już pisać. Mam nadzieję, że Wam się spodoba :3
      Buźka :*

      Usuń
  4. Dziękuję za skorzystanie z mojego szablonu. Prosiłabym jednak o dodanie odnośnika do mojego bloga graficznego. :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za komentarz! To wiele dla mnie znaczy ♥