14.11.2014

5. ~ Znaleźliśmy miłość w beznadziejnym miejscu


"To tak, jakbyś krzyczał, ale nikt Cię nie słyszy.
Czujesz się zawstydzony, że ktoś może być tak ważny,
że bez niego jesteś nikim."

Rozdział dedykowany osobie po drugiej stronie monitora... 
Tak, właśnie Tobie ;) Jesteś moim największym skarbem. 
Dziękuje, że to czytasz i dajesz mi siłę.
Kocham Cię.



          Myśląc nad sensem życia, a zarazem podląc się o jakąkolwiek odpowiedź, podniosłam się na łokciu i spojrzałam na idealny profil chłopaka. Nie chciał mi powiedzieć nic. Krzyki, błaganie, głaskanie - nic nie pomagało. Za każdym razem unikał wyjaśnień, które przecież najzwyczajniej w świecie mi się należały.
          Westchnęłam cicho i postanowiłam spróbować jeszcze raz.
           - Ash... Mógłbyś mi powiedzieć co się dzieje? Co to byli za ludzie? - spytałam spokojnie, dalej próbując schwytać jego spojrzenie. Szatyn był jednak nieugięty i dalej wpatrywał się w pojawiające się już, pierwsze gwiazdy, ciemne niebo i korony parkowych drzew. Wiedząc, że nic nie zdziałam po dobroci, podniosłam się, oparłam ręce po obu stronach jego głowy, przez co znalazłam się nad nim i zmusiłam, żeby jego wzrok spoczął na mnie.
          - Nie rozumiesz, że się martwię? - szepnęłam i pogładziłam delikatnie jego policzek mając nadzieję, że to choć troszkę zadziała i chłopak się przełamie.
          - Nie masz o co. - mruknął, zamykając oczy.
          A on, kurwa, dalej swoje. Nienawidziłam go za to - za tą jego chorą dumę i teorię, że poradzi sobie ze wszystkim sam, bez niczyjej pomocy. Żaden człowiek nie jest tak silny, że zniesie całe zło tego świata samotnie, a on powinien doskonale o tym wiedzieć, bo przez lata nie mógł podnieść się po stracie rodziców.
          Zacisnęłam zęby, dając choć trochę upust emocjom.
          - Nie bądź taki. - mruknęłam, jak mniemam, z mordem w oczach. Chciałam dać mu w końcu do zrozumienia, że na mnie może polegać, jak na nikim innym. Chciałam, żeby mi w końcu zaufał albo choć się postarał, jednak jemu najwyraźniej nie zależało na mnie i na naszych relacjach.
          - Taki, czyli jaki? - zapytał.
          - Właśnie taki! Nie sądzisz, że należą mi się jakiekolwiek wyjaśnienia? Po tym wszystkim? Nie jestem niczyją zabawką, Ash! A tym bardziej twoją! Za każdym razem jest to samo! Jednak ja ciągle w to brnę i mam tą chorą nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Za każdym następnym razem rozczarowuję się i boli mnie to coraz bardziej. Nie widzisz, że mnie ranisz?!
          - A myślisz, kurwa, że robię to specjalnie?! - krzyknął i zaczął się wpatrywać we mnie tak intensywnie, że aż zabolało. Zabolało wszystko, co się do tej pory stało. Dopiero teraz, w tym momencie w jego oczach mogłam wyczytać, że on, tak samo jak ja, na tym cierpi.
          Po chwili jednak chyba dotarło do niego, że podniósł na mnie głos, bo jego twarz znacznie złagodniała. Podniósł jeden kącik ust, po czym zdjął mnie ze swoich kolan i posadził na ziemi, obok niego. Usiadł bliżej mnie i zaczął masować lekko drżącą dłonią moje plecy.
          - Nie chciałem tego, naprawdę. Zależy mi na tobie, Lin i wiem, że to nic nie zmieni, ale przepraszam... Masz rację. Po dzisiejszej akcji zasługujesz na wyjaśnienia. - szepnął i spojrzał w moje oczy. - Ci ludzie... Jakby ci to powiedzieć... Myślę, że chcą ze mną wyrównać porachunki i dlatego ścigają ciebie. Wiedzą, że gdyby tobie coś się stało, nie przeżyłbym tego, a oni najwyraźniej wolą żebym cierpiał, niż po prostu sięgnąć po broń i mnie zabić.
          - Myślisz, że to się im uda?  - spytałam i nerwowo poprawiłam się na kocu, rozglądając się niespokojnie dookoła. Poczułam się obserwowana.
          - Lin, mówiłem ci to wiele razy i myślałem, że to jasne. - powiedział, najwyraźniej zszokowany moją reakcją. - Ale jeśli trzeba, powtórzę jeszcze raz. Nikt nie ma prawa cię tknąć, bez twojej wyraźnej zgody, a już na pewno w jakikolwiek sposób skrzywdzić cię. Fizycznie, bądź psychicznie. Nikt także nie ma prawa mieszać cię w moje sprawy i ty nie masz prawa być żadną zapłatą za moje błędy, ani nikogo innego. Już ja tego dopilnuje. Jasne? - powiedział twardo i dosadnie, chcąc przy tym uświadomić mi, że jestem chyba coś warta.
          Przytaknęłam.
          - I tego się trzymajmy. - oznajmił i ponownie położył się na kocu.
          Spojrzałam na niego, a potem na swoje dłonie, spoczywające na moich udach.
          Czy dotrzyma obietnicy?
          Czy naprawdę jestem coś warta?
          I czy... Naprawdę mu na mnie zależy?
          Jedno wiem na pewno. Chciałabym, żeby to wszystko było prawdą. Piękną prawdą.
          Odchrząknęłam, po czym spojrzałam na chłopaka.
          - To ja może już pójdę... - jęknęłam niepewnie i próbując podnieść się z zmieni, chciałam wstać, ale Ashton skutecznie mi to uniemożliwił mocnym chwytem dłoni.
          - Nie! - wrzasnął. - Nigdzie nie pójdziesz. - dodał już znacznie ciszej.
          - Dlaczego?
          - Mogą tam jeszcze być.
          - W przeciwieństwie do ciebie, Ashton, nie mam zamiaru całe życie uciekać i bać się wszystkiego i wszystkich. - powiedziałam, odwróciłam się na pięcie i szybkim marszem skierowałam się w stronę mojego domu.


       
          Stanęłam przed drzwiami mojego małego królestwa, inaczej mówiąc - mojego przytulnego mieszkania. Wzięłam parę głębokich wdechów i nacisnęłam delikatnie na klamkę. Wiedziałam, czego mam się spodziewać i nie myliłam się. Dom był zrujnowany. Wyglądał, jakby przeszło po nim tornado. Westchnęłam, zabierając się za wyczerpujące porządki, które na pewno skończą się po północy.



          Obudziło mnie donośne pukanie, a raczej walenie o moje drzwi. Przestraszona, przypomniała mi się "wizyta" niezapowiedzianych gości zeszłego poranka. Spojrzałam na zegarek na mojej szafce nocnej.
          Trzecia.
          Ciekawa, kto mógł odwiedzić mnie o tak późnej, a raczej wczesnej już porze, założyłam na stopy moje cieplutkie bambosze i cichutko zbiegłam po schodach na dół. Poprawiłam swój satynowy szlafrok, spoglądając przelotnie w lustro i stwierdziłam, że po tak męczącej nocy nie wyglądam aż tak źle. Spojrzałam przez wizjer, a moje zdziwienie zdawało się nie mieć końca.
          Za moimi drzwiami stał i dobijał się, delikatnie mówiąc, wkurzony Martinez.
          No tak. A któż inny mógł mnie zaszczycić swoją obecnością o tej porze?
          Wolno przekręciłam zamek w drzwiach, przez co się otworzyły. Ashton wpadł do domu niczym burza. Dopiero teraz zobaczyłam, że nie był sobą.
          Kierował nim alkohol.
          Stanął na przeciwko mnie i mocno pochwycił mnie za ramiona, sprawiając mi przy tym niemałą dawkę bólu fizycznego. Syknęłam cicho i spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczyma.
          Jego puste od ćpania oczy patrzą głęboko w moje i staram się w nich odnaleźć moje łzy, ale nic nie widzę. Czuję strach przed jego obojętnym spojrzeniem.
          - Nie masz, kurwa, zasranego prawa mną pomiatać i wtrącać się moje życie! Nie jesteś nawet moją dziewczyną, a wszędzie się wpierdalasz!
          I pewnym momencie traci się wszystko... Niby wiem, że jest pod wpływem alkoholu, niby wiem, że jest naćpany to i tak mnie zabolało. Mocno zabolało.
          W końcu, kiedy jest się pijanym traci się nad sobą kontrole i mówi się to, co się myśli.
          Odruchowo złapałam się za skronie. Krzyk ze strony szatyna dalej buzował mi w głowie, a mała odległość między naszymi ciałami wcale mi nie pomagała. Zebrałam się w sobie i postanowiłam nie użalać się nad sobą. Będę pluć mu prosto w twarz, jak on mnie. Wykrzyczę wszystko, co leży mi na sercu. Oddam mu wszystko. Dosłownie wszystko.
          - Masz rację. Bo przecież ja jestem tylko laską do pieprzenia! - wrzasnęłam równie głośno, jak on i w tym momencie miałam gdzieś to, że następnego dnia on nic nie będzie pamiętał z tej nocy. Chciałam choć przez chwilę poczuć tą cholerną satysfakcję, że ja też mogę go zranić, równie mocno, jak on.
          - Myślisz, że jesteś, kurwa, lepszy?! Przypomnę ci, że to ty mieszasz mnie w swoje chore układy ze swoimi debilnymi kolegami! To ty wszystkiemu jesteś winien! Jesteś największym chujem, jakiego kiedykolwiek poznałam!
         I w tym momencie stało się coś, czego najmniej się spodziewałam. Chłopak uderzył w ścianę, zaraz obok mojej głowy. Nie wiem, czy zrobił to specjalnie, czy może promile nie pozwoliły mu trafić. Nie wiem. I chyba raczej nie chce wiedzieć.
          Odważyłam się spojrzeć w jego oczy, z których zawsze mogłam wyczytać wszystko. Jego piękne karmelowe tęczówki teraz były niemal czarne, przepełnione gniewem i nienawiścią.
          W tym momencie bałam się go. Cholernie się go bałam.
           - Znaleźliśmy miłość w beznadziejnym miejscu... - zniżyłam ton do szeptu, tak żeby szatyn nie mógł mnie usłyszeć, ale zaraz podniosłam głos do poprzedniej głośności. - Wynoś się stąd.
          - Nie będziesz mi mówić co mam robić, szmato!
          I kto by pomyślał, że kilka godzin temu ten sam chłopak przekonywał mnie, że zrobi wszystko, żebym była bezpieczna.
          - Powiedziałam: wynoś się stąd! - krzyknęłam, ale chłopak złapał mnie mocno za włosy i zbliżył twarz do mojej. Nagle uderzyła we mnie nieprzyjemna woń wódki. Myślałam, że zaraz zwymiotuję.
          - Posłuchaj mnie uważnie, kurwo... - syknął, a w jego głosie można było wyczuć olbrzymi jad. - Jak jeszcze raz podniesiesz na mnie głos to...
         - Puść ją, gnoju! - i nagle do rozmowy udzieliła się osoba trzecia.


Cześć, kochani <3 !!
Mamy kilka spraw do omówienia :)
W najbliższym czasie rozdziały będą rzadko dodawane. Powodem tego jest mój konkurs kuratoryjny z j.polskiego, bardzo ważny dla mnie, do którego chciałabym się przygotować jak najlepiej :)
Druga sprawa. W tym rozdziale jest więcej przekleństw, niż ja użyłam w całym swoim dotychczasowym życiu xD Chciałabym bardzo przeprosić młodszych czytelników (o ile tacy są). Po prostu chciałam oddać te wszystkie uczucia, jakimi posługuje się Caroline i Ashton. A i jeśli ktoś ma jakieś zastrzeżenia, w "Opisie bloga" ostrzegłam, że mogą istnieć wulgaryzmy i sceny erotyczne :3
Chciałabym również bardzo Wam podziękować. Pod ostatnim rozdziałem i notką naczytałam się tylu miłych słów :) Nigdzie się stąd nie ruszam. Zostaję przy moich aniołkach <3 Pobiliście rekord na tym blogu i mam nadzieję, że zawsze będzie pozostawać po sobie opinie. Nie mówię tutaj o wypracowaniu na 500 lub 1000 słów. Wystarczy mi tylko jedno zdanie. Nawet nie macie pojęcia, jak to cieszy :)
Zmykam kibicować naszym chłopakom ;D
Do szósteczki :*
buziak,
Patrycja.

12 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Ha- byłam pierwsza, a wracam z komentarzem jako ostatnia ;-; bezcenne xd
      Przepraszam za prawie miesiąc zwłoki, skleroza >.<
      Ale rozdział BOSKI <3
      Miałam nadzieję, że dam radę napisać kreatywny komentarz, zawiodłam, następnym razem się postaram- obiecuję, jeśli nie to wiesz ukarz mnie czy coś xd
      Czekam na kolejny rozdział w Twoim wykonaniu ^^

      Usuń
  2. Dopiero co odkryłam tego bloga i już go kochamm ;*****
    Piszesz naprawdę wspaniałą historię ;****
    Na stówę bd tu częściej zaglądąła ;***
    I teraz pytanie do cb ;**
    Weszłabyś do mnie i oceniła mój blog ?
    Bo zależy mi o opinii od tak wspaniałej bloggerki.
    leonettaaq.blogspot.com
    Mam nadzieję że skomentujesz i dodasz się do obserwatorów.
    Kocham ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dołączam się do tego! Hahah jestes wspaniala! Juz nie mogę sir doczekać nn *.* przepraszam, ze taki krótki kom. Ale ja nie umiem tak dobrze pisac jak ty :* moja piękna :*

      Usuń
  3. gdzie sa bohaterowie ??

    OdpowiedzUsuń
  4. wgl nie wiem kto jest kim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochanie, widzisz te kropeczki po lewej stronie, obok zdjęcia?
      To są zakładki. Trzecia od góry to "Bohaterowie" c;

      Usuń
    2. jestem na tel i nie widac zadnych kropek

      Usuń
    3. No tak, jako jedynym minusem tego szablonu jest niewidoczność zakładek na telefonach. Niestety, żeby je zobaczyć musisz wejść na laptopa, bądź komputer.

      Usuń
  5. o jezu święty! KOCHAM TE OPOWIADANIE! KOCHAM BOHATERÓW, SĄ BOSCY<3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za komentarz! To wiele dla mnie znaczy ♥