20.08.2014

1. ~ Na zakręcie


"Kiedy znajdziemy się na zakręcie, co z nami będzie?
Świat rozpędzi się niebezpiecznie, co z nami będzie?
Nawet jeśli życie dawno zna odpowiedź, 
może lepiej gdy nam teraz, nic nie powie..."

Dla Ciebie. Tak, właśnie dla Ciebie.
Mam na myśli Ciebie, z drugiej strony monitora.
Dziękuje, że jesteś <3


          - No dobrze, Lee. To powiedź nam, dlaczego to zrobiłaś. - powiedziała, rzucając teczką gdzieś w kąt.
          - Pani nic nie rozumie... Widzisz tę osobę i wszystko się zmienia. Nagle to nie grawitacja cię przyciąga. Tylko on, wszystko inne przestaje się liczyć. Zrobiłabyś wszystko, by być dla niego wszystkim.
          - Czyli mam rozumieć, że poświęciłaś się tak dla tego chłopca? - spytała.
          Nie odpowiedziałam. Moje milczenie wskazało właściwą odpowiedź.
          - A myślisz, że jest tego wart? - znów zadała pytanie.
          Wiedziałam, że droga, którą podążam prowadzi mnie do samozniszczenia. Chciałam inaczej żyć. Normalna praca, rodzina, dom. Uległam jednak pokusom, a jedyny sposób żeby uwolnić się od pokusy, to jej ulec. Nie dotrzymałam słowa, słowa danego samej sobie. Nie miałam już odwrotu. Zmierzałam donikąd. Moim przyjacielem stał się strach. Strach przed samą sobą…
           - Nie wiem. - wyszeptałam, mówiąc prawdę.
           Czasem po prostu chciałabym się do niego przytulić, bez żadnego konkretnego powodu.
Pójść do parku, usiąść pod drzewem i patrzeć w niebo. Powiedzieć coś, cokolwiek, bo wiem, że mogę rozmawiać z nim o wszystkim. Spojrzeć w jego oczy, dotykać jego, pocałować. Poczuć się jak mała dziewczynka, bezbronna istota, bezpieczna w jego ramionach. Chciałabym zapomnieć o tym co było i żyć chwilą obecną. Pragnę czuć, że jestem jemu potrzebna, wiedzieć że jestem jedyna. Chcę się z nim drażnić, pokłócić, tylko po to, by później czule pogodzić. I tęsknić wiedząc, że i on tęskni.
            Nie mogłam nic poradzić na to, że stał się moim powietrzem, że za wszelką cenę chciałam mu zaimponować. Był jedynym powodem, dla którego codziennie wstawałam z łóżka. Wiem, że gdzieś tam, głęboko w sercu jest chłopakiem, którego nie tylko kręcą dopalacze, używki, seks, prostytutki, czy narkotyki. Niech tylko dadzą mi czas, a dotrę do niego. Odkryje prawdziwego Ashtona.
           - I nie zastanowiłaś się ani na chwilę? Wiedziałaś, jakie mogą być konsekwencje twojego postępowania? Wiedziałaś co może się stać? I wszystko dla tego chłopca? Byłaś na zakręcie groźnego przestępstwa! Nie mogłaś kierować się rozumem, zamiast emocjami?
           - Niestety, uczucia nie są czymś, co się zapala i gasi, jak światło. Nie mogę i nie potrafię nad nimi zapanować. - wyznałam. - Kiedy będę mogła go zobaczyć? - podniosłam głowę z niewiarygodnie wielką nadzieją.
           - Późnej. - oznajmiła szorstko moja "przemiła" pani inspektor.
           Później było jednym z moich ulubionych słów. Oznaczało intencję bez deklaracji zaangażowania. Mogło oznaczać „za godzinę” albo „za dwadzieścia lat”.
          - A czy on... Pójdzie do więzienia? - zapytałam, spuszczając wzrok z włosów, spiętych w sztywnego koka.
          - Nie jestem w stanie nic pani obiecać. Jednak pani zeznania w tej sprawie są dla niego bardzo ważne. - powiedziała, podniosła się z krzesła i wyszła z sali przesłuchiwań.
          Dlaczego to wszystko musi być takie trudne? Dlaczego nie mogę żyć długo i szczęśliwie? Z kochającym, przystojnym i romantycznym księciem z bajki u boku? Dlaczego? Widać cierpienie i ból są mi pisane. Tylko dlaczego akurat mnie? Za co? Przecież nigdy nikogo nie skrzywdziłam! Nigdy nie pozwoliłam, żeby ktoś z mojego najbliższego otoczenia czuł się samotny.
          Po chwili drzwi znów się otworzyły. W nich jednak zobaczyłam osobę, której w tym momencie najmniej się spodziewałam.
          - Minuta. - rzuciła oschle i popchnęła go w moją stronę. Po czym wyszła, głośno trzaskając drzwiami.
          - W porządku? - spojrzał na mnie spod ciemnych rzęs.
          - Chyba ja powinnam zadać ci to pytanie. - powiedziałam, przez co uśmiech zagościł na jego twarzy. Inne osoby nawet by go nie dostrzegły, ale ja widziałam. Prawie niewidoczny, ale prawdziwy. - Na ile czasu zostajesz aresztowany? - zapytałam.
          - Maksimum 48 godzin. Nie mogą trzymać mnie dłużej, bez jakichkolwiek dowodów. - oznajmił odsuwając mi krzesło, a sam usiadł naprzeciwko.
          - Potrzebujesz czegoś?
          - Obawiam się, że nawet nie mogłabyś mi niczego przynieść.
          - Ashton...?
          - Tak, Lin? - zapytał, używając zdrobnienia mojego imienia, na dźwięk który uginały się pode mną kolana. Tylko on miał prawo tak mnie nazywać. Moje imię najpiękniej brzmiało w jego ustach.
          - Oni wrócą po ciebie, prawda? Zabiorą cię. Co wtedy zrobisz?
          - Nie dopuszczę do tego. Nie pozwolę, żebyś została tutaj sama, zdana tylko na siebie. Potrzebujesz kogoś, by był blisko. Potrzebujesz kogoś, żeby cię przytulił, pocieszył i rozmawiał z tobą, a przeze mnie i moją głupotę masz tylko mnie. Więc nie pozwolę, żeby tobie, ani mnie się coś stało, rozumiesz?
          - Chyba tak. - przytaknęłam. - Ale...
          - Caroline, rozmawialiśmy na ten temat wiele razy. - powiedział surowym tonem, przez co od razu pożałowałam, że w ogóle się odezwałam. - Nie możemy być razem. Gdyby się tylko dowiedzieli, jak dużo dla mnie znaczysz, bez wahania by mi cię odebrali, a tego bym nie zniósł.
          - I nie tylko przez to. - wyszeptałam, widocznie na tyle głośno, by mógł usłyszeć.
          - Przepraszam, że nie mogę tego zmienić. Nie mogę odwzajemnić twoich uczuć. Jestem wielkim idiotą i dupkiem, a ty zdecydowanie zasługujesz na kogoś lepszego ode mnie. W każdym razie mamy do siebie jakąś słabość, to jest ważne. Bez wątpienia mogę liczyć tylko i wyłącznie na ciebie. Poświęciłaś się dla mnie, nie patrząc jak wielkie możesz mieć przez to kłopoty. Nie zniechęcasz też się do mnie, kiedy traktuję cię... Tak, jak nie powinienem. Bardzo ci dziękuje.
          - Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się, na co on odpowiedział mi tym samym.
          - Może kiedyś los się do nas uśmiechnie i zostaniemy parą. Jak na razie... Nie możemy. - powiedział.
          Wstałam i usiałam na jego kolanach. Nie obchodziło mnie to, czy mogę, czy nie. Potrzebowałam teraz tego. Potrzebowałam bliskości. Jego bliskości.
          - Nie składaj obietnic, jeśli nie jesteś pewny, czy zamierzasz ich dotrzymać. - wyszeptałam w jego szyję.
          Prawdziwa miłość oznacza ofiarowanie tej drugiej osobie wolności, niezależnie od tego, jak bardzo to boli...
          - Nienawidzisz mnie? - zapytał.
          - Czasami.
          - Czasami ja też siebie nienawidzę. - przyznał i spuścił wzrok z moich oczu.
          Tutaj nic się nie zmienia, jeśli nie zmienisz się sam... Nie, nie powiedziałam tego, ale miałam na to cholerną ochotę. Chciałam mu wszystko powiedzieć, wszystko, ale pewnie znając życie... I Ashtona, nie chciałby mnie słuchać. Uparty.
          Przylgnął do mnie bardziej.
          - Wtul się we mnie - poprosił - przecież jesteś moja.
          Tak, jestem tylko twoja.
          - Martinez, idziemy! - krzyknęła policjantka, wyciągając kajdanki z kieszeni idealnie dopasowanych spodni.
          Czasami zastanawiam się, jak to możliwe, że świat dokładnie wie, kiedy jest mi najprzyjemniej i kiedy jestem najszczęśliwsza na ziemi, by mi to wszystko popsuć na siłę i przerwać tą idealną chwilę.
          - Trzymaj się. - wyszeptałam.
          - Niedługo się zobaczymy. - powiedział i pocałował mnie w czoło.
          Niedługo się zobaczymy...

Witam Was, aniołki <3 !!Zgodnie z obietnicą, rozdział jest dłuższy. Jednak czy dobry? Opinie pozostawiam Wam. Moją pewnie każdy zna ;D Zapraszam do komentowania :* Dziękuje również za komentarze pod prologiem. To dzięki Wam, kochani, to wszystko się dzieje ;))Tak, jak mówiłam, nie mam pojęcia kiedy pojawi się następny rozdział. Postaram się, żeby był tutaj jak najszybciej.Buziaki,Patrycja xxx
PS. Zna ktoś jakiś wciągający romans do przeczytania? Wszystkie książki, które kupiłam sobie za stypendium pochłonęłam w trybie natychmiastowym i nie mam pojęcia za co się wziąć ;c

7 komentarzy:

Dziękuje za komentarz! To wiele dla mnie znaczy ♥